Joanna Horodyńska - Jestem na ciągłym freestyle`u
Dla mnie Joanna Horodyńska jest modą. Każdy jej zestaw wygląda jak look z sesji w świetnym magazynie. Ubolewa nad tym, że Polki chcą ubierać się jak ich koleżanki lub ściągać gotowe zestawy z manekinów, zamiast być sobą. Dobrze czuje się w operze i wśród ludzi, chociaż potrafi też zrobić pauzę, wyjechać na warsztaty garncarstwa i nie korzystać tam z telefonu. Poza pracą, stara się nie obserwować innych, żeby nie zainspirować się zbyt mocno czyimś stylem. Z wywiadu dowiecie się m.in. co miało wpływ na to jak ubiera się jedna z bardziej znanych polskich stylistek i osobowości telewizyjnych, co usłyszała od Karla Lagerfelda i Anny Piaggi oraz kogo ceni w branży.
Róża Augustyniak: Jako dziewczynka i nastolatka obawiałaś się wyróżniać wyglądem, do czego namawiała cię mama. Pamiętasz kiedy pojawiły się twoje pierwsze własne pomysły na stylizacje, co cię inspirowało?
Joanna Horodyńska: Pierwszych inspiracji sobie nie przypominam. Później zdecydowanie była to muzyka i teledyski. Fascynowały mnie lata 80-te, clipy Madonny, Georga Michaela, Duran Duran. Nie zawsze słuchałam danego zespołu, ale działały na mnie obrazy. One skłaniały mnie do tego, żeby być zabawnym, kolorowym, innym. Kalki z lat 80-tych próbowałam przekładać na własny język. Najważniejszym artystą był dla mnie George Michael. Świat mody wydawał się wtedy bardzo odległy, a jego teledyski były pełne inspiracji. Pamiętam ,,Vogue`a”, którego mama przywiozła mi ze Szwecji, z top modelkami, które brały udział w jego teledysku, na okładce. Trzymałam go w opakowaniu, żeby nie pognieść rogów. Później zaczęłam pracować w telewizji muzycznej, więc miałam nieograniczony dostęp do clipów. To były pierwsze lata polskiego MTV, czyli lata największego sukcesu stacji. Wtedy obrazek miał spójność z tekstem, muzyką i artystą. To było jak scena przeniesiona do telewizji.
Pociągały cię kiedyś jakieś subkultury?
Pochodzę ze Śląska, do liceum chodziłam w Katowicach. Subkultura punkowa powinna być mi bliska, ale nigdy jej nie dotknęłam. Punk niepotrzebnie rozpatrywany jest jako coś groźnego. Mnie też wydawał się niebezpieczny i bałam się wprowadzać punkowe elementy do swojego stroju. Żadnych subkultur nie ,,zaliczyłam’’, byłam mocno pilnowaną dziewczynką z porządnego domu, więc jedyne moje szaleństwa wyrażały się w wyrazistych kolorach i tym, do czego namawiała mnie mama. Nosiłam np. różowy zestaw: buty, rajstopy, sukienka. Ten kolor w ogóle przewija się przez moje życie. Często noszę różowe total looki. Nie rozpatruję różu jako czegoś kiczowatego. Dla mnie róż to sposób myślenia – jak przez różowe okulary.
Mówisz, że twój styl jest dziwny i Polacy tej dziwności przeważnie nie rozumieją. Kiedy poczułaś odwagę, żeby tworzyć swoje oryginalne zestawy? Od pewnego czasu twoje stylizacje stały się bardziej wyraziste.
Nie przypominam sobie konkretnego momentu, to był długi proces. Często pytają o mnie Tomasza Ossolińskiego, który zna mnie z dawnych czasów, bo też pochodzi ze Śląska. Odpowiada zwykle: ,,Joanna zawsze taka była. Przychodziła do mnie ubrana na różowo albo w białych rajstopach’’. Naprawdę nie robię tego po to, żeby ludzie zwracali na mnie uwagę. To jest w środku, we mnie. Szybko też męczę się ubraniami. Ciągle potrzebuję nowych doznań. Są pewne elementy garderoby, do których jestem przyzwyczajona i często je noszę, ale później mi się przejadają i potrzebuję czegoś nowego. Odkładam je wtedy na długi czas do szafy, a potem szukam sposobu, żeby dać im nowe życie.
"Pracując przy programie ,,Paris Paris”, chodziłam na pokazy Chanel, haute couture. To wszystko jest fascynuje i pięknie, ale przeżywanie tego co sezon jest naprawdę męczące. Moda potrafi cię wykończyć, co pokazuje np. biografia Alexandra McQueena. Targają tobą ogromne emocje, tak samo jak w przypadku każdej innej dziedziny, którą wielbisz. Nie można spalać się jedną rzeczą, trzeba znaleźć sobie jakieś odejście. Moim jest muzyka klasyczna i opera."
Jak nawiązałaś współpracę z Tomaszem Ossolińskim jako licealistka?
Przypadek. Na Śląsku odbywało się sporo lokalnych, dobrych pokazów mody. Na jednym z nich trafiłam na Tomka. Potem odwiedzałam go pracy – przy ulicy, gdzie znajdowało się moje liceum. Zawsze mi mówił, że mam w sobie coś wyrazistego.
Jesteś chyba jedyną osobą, która potrafi być tak przekonująca w tym, że zmiana koloru włosów, może mieć tak duże znaczenie. Uważam, że przefarbowanie się na blond było dla ciebie fantastyczną metamorfozą.
Przed przefarbowaniem włosów miałam okres stagnacji. Czułam, że powinnam coś zmienić. Zastanawiałam się nad tym, żeby zająć się tylko pisaniem i odejść z show biznesu, albo znaleźć nowy pomysł na siebie. Jestem dość zmienna nastrojowo, zawsze robię mnóstwo rzeczy i to mi pomaga. Gdy jest mi źle, często coś nagle spada mi z nieba i stawia mnie na nogi. To nie wychodzi ode mnie, ale przychodzi z zewnątrz. Wtedy pojawiła się propozycja przefarbowania włosów od Schwarzkopf Professional. Uważam, że w takich momentach nie należy się długo zastanawiać. Tak się złożyło, że blond stał się wtedy bardzo modny, pojawiły się nowe propozycje związane z modelingiem i dostałam zupełnie nowej energii. Ten kolor jest trochę kontrowersyjny, ,,łapie” więcej rzeczy jeśli chodzi o trendy i modę. Jest też wdzięcznym tematem na sesjach zdjęciowych.
Lubię myśleć o modzie jako sposobie teatralizowania życia. Czy bywanie na pokazach mody, teraz częściej jako gość, traktujesz jak sceną do zaprezentowania swojej kreatywności i modowej fantazji? Gdyby nie takie okoliczności, ciężej byłoby ci chyba znaleźć miejsce do pokazywania swoich oryginalnych stylizacji?
Jestem trochę jak bohaterka ,,Sexu w wielkim mieście’’, która zrywa się w pośpiechu w piżamie, żeby pojechać do koleżanki na drugą stronę Nowego Jorku, a u niej ma futro, perły, cekinowy beret i po chwili jest gotowa, żeby pójść na imprezę. Ciągle mi się to przytrafia. Nigdy nie zastanawiam się nad tym, czy coś jest śmieszne albo, czy ludzie będą mnie wytykać palcami. Jestem na ciągłym freestyle`u.
Mówisz czasem, że drugi raz nie zdecydowałabyś się wejść do show biznesu.
W show biznesie najgorsi są ludzie. Mam do nich szczęście i pecha w takich samych proporcjach. Niestety na swojej drodze spotkałam wiele osób, które mnie wykorzystały i zostawiły. Przez takie sytuacje chciałam się wycofać z show biznesu. Moja praca w MTV wyniknęła właściwie przypadkiem. Pracowałam jako modelka w Paryżu i gdy przyszła moda na androgyniczne dziewczyny, a ja należałam do tych bardziej kobiecych, miałam przeczekać pół sezonu i wrócić do Francji. W międzyczasie poszłam na casting do Atomic TV, które potem wykupiło MTV. Na początku nie było łatwo. Nie byłam najlepszą prezenterką, miałam wiele braków, wiele razy musiałam przekonać szefów do siebie. Dla mnie show biznes to przede wszystkim ogromna praca. Nie chodzi o zdobywanie followersów na Instagramie. Żeby być tym, kim jestem, musiałam ciężko pracować i nadal pracuję, bo nie wyobrażam sobie innego sposobu funkcjonowania w show biznesie. Mam pokorę i zawsze jestem wdzięczna za to, gdy ktoś daje mi szansę. Staram się robić więcej niż zakłada kontrakt. To kwestia charakteru i wychowania.
"Jakiś czas temu wrzuciłam zdjęcie w trampkach Vetements i ktoś napisał mi, że przecież to nie mój styl i że założyłam je tylko dlatego, że są modne. Miał prawo tak pomyśleć. Kupiłam te buty, mimo że jestem w opozycji do filozofii tego kolektywu. Oni śmieją się z nas, że kupujemy rzeczy warte 2 euro za 2 tysiące, tylko dlatego, że robią wokół tego odpowiednią otoczkę. Bronię się przed tym, ale czasem w to wpadam. Jestem tylko człowiekiem, próbuję na sobie różnych rzeczy."
Narzekasz, że media rejestrują to, że pojawiasz się na różnych wydarzeniach, a nie interesuje ich twoja praca. Opowiedz proszę, czym zajmujesz się oprócz prowadzenia programu, współpracy z ,,Party” i tworzenia kolekcji dla SI-MI.
Przede wszystkim lubię pisać i mówić. Piszę teksty o produktach, jestem konsultantem. Mam klientki, z którymi wybieram kolekcje na kolejne sezony, pracuję też jako personal shopper. Często jestem zatrudniana przez firmy do kreowania trendów. Łączę to z wykładem i warsztatami dla klientek. Zawsze bazuję na historii mody i staram się przekazywać wiedzę. Moda to nie są jedynie trendy, ale przede wszystkim przeszłość i inspirujący, wielcy ludzie w niej. Tłumaczę, dlaczego zaczęliśmy nosić np. kuloty, czy spódnice ołówkowe. Nie rezygnuję też ze spotkań w centrach handlowych. Pokazuję jak do trendów, o których możemy przeczytać w gazecie, można podejść z innej strony. Uwielbiam kontakt z ludźmi, może nie widać tego po mnie, ale bardzo lubię przebywać i rozmawiać z osobami z różnych środowisk. Niedawno wymyśliłam też cykl wywiadów dla ,,Party”, do których kluczem jest niekonwencjonalny styl ubierania i przekraczanie granic. Zobaczymy, jak ta sytuacja się potoczy.
Słuchałam niedawno wykładu Karoliny Korwin Piotrowskiej o wizerunku, który kreujemy w mediach społecznościowych. Podała w nim definicję celebryty – to osoba, która sprzedaje swoją prywatność i oznaczając wszystkie marki na sobie i dookoła siebie, staje się słupem reklamowym. Ty na Instagramie jesteś dość powściągliwa, pokazujesz swoje spojrzenie na modę i nie masz chyba nawet fanpejdża na Facebooku.
Jest u mnie trochę reklamy, ale jest ona dyskretnie przemycana. Obserwuję wiele blogerek skandynawskich, które w zupełnie inny sposób podchodzą do reklamowania produktów. Teraz każdy może mieć wielu followersów na Instagramie, wystarczy pokazać kawałek tyłka, albo wrzucać na swoim profilu kopie zdjęć innych. Ja nie mam zbyt wielu obserwatorów. Wiele razy mogłam przenieść się na bardziej komercyjną stronę, ale realizuję własne idee na Instagramie. Nikt za mną nie chodzi i nie robi mi zdjęć. Cały czas wydaje mi się, że nie jestem osobą, która tego potrzebuje. Gdy przychodzi zmęczenie, myślę żeby kogoś zatrudnić, ale niestety po asystentach z reguły muszę poprawiać. Zatem „klonuję się” i robię wszystko sama. Ostatnio przeczytałam artykuł, z którego wynikało, że powoli mija czas, kiedy na Instagramie ważne są wyłącznie liczby. Ma przyjść moment, w którym znaczenie będzie miało to, czy mamy oryginalny pomysł i coś do powiedzenia.
Moda w Polsce często ograniczana jest do trendów z wybiegów, interpretowanych przez sieciówki i relacji z bankietów po pokazach. Jakie są opiniotwórcze głosy na temat mody, których twoim zdaniem powinniśmy słuchać?
Suzy Menkes jest dla mnie osobą, którą należy obserwować. W polskim świecie uwielbiam czytać teksty Joanny Bojańczyk, ma genialne spostrzeżenia. Mam wrażenie, że Michał Zaczyński, który zawsze był ostry, ostatnio złagodniał. Kiedyś jego głos był dla mnie ważny, ale od jakiegoś czasu przestałam go słuchać. Uwielbiam za to stylistkę Ewelinę Gralak. Jej fascynacją są lata 90-te. Podobają mi się jej spostrzeżenia i zasady pracy. Ma własny świat i styl stylizacji, który jest charakterystyczny. Firmy zatrudniają ją ze względu na to, że pasuje do ich wizji. Stylista też powinien mieć własny charakter w tworzeniu stylizacji, a nie przynosić górę ciuchów do wyboru, a później przerzucać ją w kolejne miejsce. To nie na tym polega.
Mówi też o tym Ina Lekiewicz, która w Polsce słyszała, że jej portfolio powinno być różnorodne, a w Londynie okazało się, że zwraca się tam uwagę właśnie na indywidualny styl stylisty.
Trzeba znaleźć własny język z modą. W Polsce niestety indywidualizm nie jest za bardzo w cenie.
Na studiach zajmowałam się kampem. To pewien rodzaj wrażliwości, styl widoczny w zachowaniach ludzi, zjawiskach i przedmiotach. Charakteryzuje go dziwność, przerysowanie, kicz. Opera oceniana jest z punktu widzenia kampu jako najsztuczniejsza ze sztuk. Skąd wzięło się u ciebie upodobanie do niej?
Dosyć późno zaczęłam interesować się operą i nie mam ogromnej wiedzy na jej temat. Od jakiegoś czasu po prostu czuję, że to mój świat. Potrafię dzięki niej całkowicie oderwać się od tego, co mnie boli. Lubię tradycyjne opery. Staram się dwa razy w roku być w Metropolitan Opera. Uwielbiam też operę w Zurichu. Jakiś czas temu opera stała modna i niektórzy uważają, że należy tam bywać – może to dobrze, bo to otwiera ludzi na sztukę. Ostatnio Mariusz Treliński powiedział mi, że jego zdaniem nie pasuję do opery! Może dlatego, że późno zaczęłam się nią interesować, trudno mu mnie z nią połączyć. Mimo wszystko wybaczam mu, bo udowodnił, że w operze można realizować własne wizje, a nie jedynie podążać za tradycją, a ja lubię ludzi odważnych, zmieniających bieg rzeki. Jeżeli chodzi o kicz, uznaję go za coś niezwykle stylowego. Mierzę się z nim wielokrotnie w pracy i w swoich stylizacjach. Od kiedy jestem blondynką, łatwiej jest mi balansować blisko tej granicy i pokazywać, że ogranie kiczu jest możliwe.
Czyj styl cenisz?
Cenię styl Caroline de Maigret, Kate Moss, Tildy Swinton. Staram się jednak za bardzo nie obciążać czyimś wizerunkiem, bo mogłoby to spowodować, że stanę się taka jak ktoś, albo będę za blisko, a tego nie chcę. Podoba mi się skandynawska surowość, odejście od plastiku, którego nienawidzę. W muzyce kocham tradycję, najbardziej Czajkowskiego, często zaczynam dzień od ,,Patetycznej’’. Przeprowadzałam ostatnio wywiad z Davidem Garrettem, który opowiadał mi o tym jak ubierali się Bach, Bethoveen, Mozart i co ich wyróżniało. Mimo czasów, w których żyli, potrafili odejść od tradycji i zawsze wprowadzali własny impuls, indywidualizm. To właśnie uważam za fantastyczne. Zawsze znajdzie się okazja aby pokazać siebie, niezależnie od otoczenia i panujących zasad.
"Staram się za bardzo nie obciążać czyimś wizerunkiem, bo mogłoby to spowodować, że stanę się taka jak ktoś, albo będę za blisko, a tego nie chcę. Podoba mi się skandynawska surowość, odejście od plastiku, którego nienawidzę."
Obecnie w świecie mody bardziej liczą się reklamodawcy, opinie producentów i słupki sprzedaży, niż wizja twórcy – wiele osób się na to skarży, to musi być frustrujące.
Nie można mieć wyłącznie twórczej wizji, to nie ma racji bytu. Najtrudniejszą rzeczą jest znalezienie złotego środka. Ja staram się to robić – nigdy nie jestem po jednej stronie. Nie mogę być tylko wariatką i chodzić z butem na głowie. Trzeba znaleźć własne miejsce, które jest trochę komercyjne, bo dzisiaj świat bez „skomercjalizowania” zwyczajnie nie istnieje i jeśli będziemy to wypierać, nie przetrwamy. Trzeba mądrze do tego podchodzić.
Opowiadałaś, że w gorszych momentach zdarzało ci się jeździć na medytacje do Tyńca.
Byłam tam parę razy w kryzysowych momentach. Po dwóch dniach odzyskiwałam kolory na twarzy. Nie obawiam się wchodzić w zupełnie nowe środowiska, uważam że nie należy się bać ludzi, nawet jeżeli wiele razy cię skrzywdzili. Uczestniczyłam tam w różnych warsztatach, np. z garncarstwa, wcześniej trzeba było oddać telefon. Tworzenie wazonów, czy kubków uczy cierpliwości. Trzeba się skupić, bo to wymagająca praca. Dzisiaj potrafię sama się wyciszyć, ale pięć lat temu miałam z tym problem.
Pracowałaś m.in. z Thierrym Muglerem w Paryżu, jakie inne inspirujące osoby ze świata mody miałaś okazję poznać?
Odbyłam długą rozmowę z Anną Piaggi, która powiedziała mi, że mam fantastyczny styl i że czuje, że mocno się rozwinę. Była dla mnie niezwykłą osobą, dlatego że tworzyła swoje stylizacje sama i miała indywidualny styl. Nie nosiła jak Anna Dello Russo sylwetek ściągniętych prosto z wybiegów. Pracując w TVN Style przeprowadzałam wywiad m.in. z Lagerfeldem, który spojrzał na mnie i powiedział: ,,W tobie coś jest”. Skrytykował też moją sukienką – powiedział, że nie jest dla mnie. Miał rację, w tamtych czasach bardziej liczyły się dla mnie metki, o których dzisiaj tak bardzo nie myślę. Rozmawiałam też z Alberem Elbazem, żałuję że nie ma go już w Lanvin. Pracując przy programie ,,Paris Paris”, chodziłam na pokazy Chanel, haute couture. To wszystko jest fascynuje i pięknie, ale przeżywanie tego co sezon jest naprawdę męczące. Moda potrafi cię wykończyć, co pokazuje np. biografia Alexandra McQueena. Targają tobą ogromne emocje, tak samo jak w przypadku każdej innej dziedziny, którą wielbisz. Nie można spalać się jedną rzeczą, trzeba znaleźć sobie jakieś odejście. Moim jest muzyka klasyczna i opera.
Co sądzisz o tym, że moda z jednej strony karze kobietom zakładać seksowne, prześwitujące sukienki, a z drugiej staje po stronie feministek i produkuje koszulki z zaangażowanymi hasłami?
W modzie też bywają mody na coś. Najbardziej boli mnie to, że moda wrzuca nas czasem do wora hipokryzji. Mówię o sytuacjach, w których kobieta z plastikowym biustem i sztucznymi ustami, zakłada taki T-shirt tylko dlatego, że jest od Diora. Trochę opacznie rozumiemy feminizm, powinniśmy mieć świadomość, co na siebie zakładamy. Jakiś czas temu wrzuciłam zdjęcie w trampkach Vetements i ktoś napisał mi, że przecież to nie mój styl i że założyłam je tylko dlatego, że są modne. Miał prawo tak pomyśleć. Kupiłam te buty, mimo że jestem w opozycji do filozofii tego kolektywu. Oni śmieją się z nas, że kupujemy rzeczy warte 2 euro za 2 tysiące, tylko dlatego, że robią wokół tego odpowiednią otoczkę. Bronię się przed tym, ale czasem w to wpadam. Jestem tylko człowiekiem, próbuję na sobie różnych rzeczy. Dobrze, gdy moda wywołuje dyskusje, oby tylko padały odpowiednie argumenty.
Nie chciałabyś bardziej zaangażować się w projektowanie?
Ciężko dzisiaj wymyślić coś nowatorskiego. Nie mogłabym oddać się temu w 100%, a tak należałoby robić, dlatego współpracuję z różnymi markami, firmami i realizuję dla nich projekty. Dzięki temu mam czas na inne rzeczy: pisanie, wykłady, konsultacje. Jestem kobietą wielu zadań, choć wszystkie spina moda. Moje życie jest zaskakujące. Tak jak mówiłam – spada z nieba.
Zdjęcia pochodzą z kampanii SI-MI – kolekcję zaprojektowała Joanna Horodyńska.
Joanna Horodyńska - Jestem na ciągłym freestyle`u
Dla mnie Joanna Horodyńska jest modą. Każdy jej zestaw wygląda jak look z sesji w świetnym magazynie. Ubolewa nad tym, że Polki chcą ubierać się jak ich koleżanki lub ściągać gotowe zestawy z manekinów, zamiast być sobą. Dobrze czuje się w operze i wśród ludzi, chociaż potrafi też zrobić pauzę, wyjechać na warsztaty garncarstwa i nie korzystać tam z telefonu. Poza pracą, stara się nie obserwować innych, żeby nie zainspirować się zbyt mocno czyimś stylem. Z wywiadu dowiecie się m.in. co miało wpływ na to jak ubiera się jedna z bardziej znanych polskich stylistek i osobowości telewizyjnych, co usłyszała od Karla Lagerfelda i Anny Piaggi oraz kogo ceni w branży.
Róża Augustyniak: Jako dziewczynka i nastolatka obawiałaś się wyróżniać wyglądem, do czego namawiała cię mama. Pamiętasz kiedy pojawiły się twoje pierwsze własne pomysły na stylizacje, co cię inspirowało?
Joanna Horodyńska: Pierwszych inspiracji sobie nie przypominam. Później zdecydowanie była to muzyka i teledyski. Fascynowały mnie lata 80-te, clipy Madonny, Georga Michaela, Duran Duran. Nie zawsze słuchałam danego zespołu, ale działały na mnie obrazy. One skłaniały mnie do tego, żeby być zabawnym, kolorowym, innym. Kalki z lat 80-tych próbowałam przekładać na własny język. Najważniejszym artystą był dla mnie George Michael. Świat mody wydawał się wtedy bardzo odległy, a jego teledyski były pełne inspiracji. Pamiętam ,,Vogue`a”, którego mama przywiozła mi ze Szwecji, z top modelkami, które brały udział w jego teledysku, na okładce. Trzymałam go w opakowaniu, żeby nie pognieść rogów. Później zaczęłam pracować w telewizji muzycznej, więc miałam nieograniczony dostęp do clipów. To były pierwsze lata polskiego MTV, czyli lata największego sukcesu stacji. Wtedy obrazek miał spójność z tekstem, muzyką i artystą. To było jak scena przeniesiona do telewizji.
Pociągały cię kiedyś jakieś subkultury?
Pochodzę ze Śląska, do liceum chodziłam w Katowicach. Subkultura punkowa powinna być mi bliska, ale nigdy jej nie dotknęłam. Punk niepotrzebnie rozpatrywany jest jako coś groźnego. Mnie też wydawał się niebezpieczny i bałam się wprowadzać punkowe elementy do swojego stroju. Żadnych subkultur nie ,,zaliczyłam’’, byłam mocno pilnowaną dziewczynką z porządnego domu, więc jedyne moje szaleństwa wyrażały się w wyrazistych kolorach i tym, do czego namawiała mnie mama. Nosiłam np. różowy zestaw: buty, rajstopy, sukienka. Ten kolor w ogóle przewija się przez moje życie. Często noszę różowe total looki. Nie rozpatruję różu jako czegoś kiczowatego. Dla mnie róż to sposób myślenia – jak przez różowe okulary.
Mówisz, że twój styl jest dziwny i Polacy tej dziwności przeważnie nie rozumieją. Kiedy poczułaś odwagę, żeby tworzyć swoje oryginalne zestawy? Od pewnego czasu twoje stylizacje stały się bardziej wyraziste.
Nie przypominam sobie konkretnego momentu, to był długi proces. Często pytają o mnie Tomasza Ossolińskiego, który zna mnie z dawnych czasów, bo też pochodzi ze Śląska. Odpowiada zwykle: ,,Joanna zawsze taka była. Przychodziła do mnie ubrana na różowo albo w białych rajstopach’’. Naprawdę nie robię tego po to, żeby ludzie zwracali na mnie uwagę. To jest w środku, we mnie. Szybko też męczę się ubraniami. Ciągle potrzebuję nowych doznań. Są pewne elementy garderoby, do których jestem przyzwyczajona i często je noszę, ale później mi się przejadają i potrzebuję czegoś nowego. Odkładam je wtedy na długi czas do szafy, a potem szukam sposobu, żeby dać im nowe życie.
"Pracując przy programie ,,Paris Paris”, chodziłam na pokazy Chanel, haute couture. To wszystko jest fascynuje i pięknie, ale przeżywanie tego co sezon jest naprawdę męczące. Moda potrafi cię wykończyć, co pokazuje np. biografia Alexandra McQueena. Targają tobą ogromne emocje, tak samo jak w przypadku każdej innej dziedziny, którą wielbisz. Nie można spalać się jedną rzeczą, trzeba znaleźć sobie jakieś odejście. Moim jest muzyka klasyczna i opera."
Jak nawiązałaś współpracę z Tomaszem Ossolińskim jako licealistka?
Przypadek. Na Śląsku odbywało się sporo lokalnych, dobrych pokazów mody. Na jednym z nich trafiłam na Tomka. Potem odwiedzałam go pracy – przy ulicy, gdzie znajdowało się moje liceum. Zawsze mi mówił, że mam w sobie coś wyrazistego.
Jesteś chyba jedyną osobą, która potrafi być tak przekonująca w tym, że zmiana koloru włosów, może mieć tak duże znaczenie. Uważam, że przefarbowanie się na blond było dla ciebie fantastyczną metamorfozą.
Przed przefarbowaniem włosów miałam okres stagnacji. Czułam, że powinnam coś zmienić. Zastanawiałam się nad tym, żeby zająć się tylko pisaniem i odejść z show biznesu, albo znaleźć nowy pomysł na siebie. Jestem dość zmienna nastrojowo, zawsze robię mnóstwo rzeczy i to mi pomaga. Gdy jest mi źle, często coś nagle spada mi z nieba i stawia mnie na nogi. To nie wychodzi ode mnie, ale przychodzi z zewnątrz. Wtedy pojawiła się propozycja przefarbowania włosów od Schwarzkopf Professional. Uważam, że w takich momentach nie należy się długo zastanawiać. Tak się złożyło, że blond stał się wtedy bardzo modny, pojawiły się nowe propozycje związane z modelingiem i dostałam zupełnie nowej energii. Ten kolor jest trochę kontrowersyjny, ,,łapie” więcej rzeczy jeśli chodzi o trendy i modę. Jest też wdzięcznym tematem na sesjach zdjęciowych.
Lubię myśleć o modzie jako sposobie teatralizowania życia. Czy bywanie na pokazach mody, teraz częściej jako gość, traktujesz jak sceną do zaprezentowania swojej kreatywności i modowej fantazji? Gdyby nie takie okoliczności, ciężej byłoby ci chyba znaleźć miejsce do pokazywania swoich oryginalnych stylizacji?
Jestem trochę jak bohaterka ,,Sexu w wielkim mieście’’, która zrywa się w pośpiechu w piżamie, żeby pojechać do koleżanki na drugą stronę Nowego Jorku, a u niej ma futro, perły, cekinowy beret i po chwili jest gotowa, żeby pójść na imprezę. Ciągle mi się to przytrafia. Nigdy nie zastanawiam się nad tym, czy coś jest śmieszne albo, czy ludzie będą mnie wytykać palcami. Jestem na ciągłym freestyle`u.
Mówisz czasem, że drugi raz nie zdecydowałabyś się wejść do show biznesu.
W show biznesie najgorsi są ludzie. Mam do nich szczęście i pecha w takich samych proporcjach. Niestety na swojej drodze spotkałam wiele osób, które mnie wykorzystały i zostawiły. Przez takie sytuacje chciałam się wycofać z show biznesu. Moja praca w MTV wyniknęła właściwie przypadkiem. Pracowałam jako modelka w Paryżu i gdy przyszła moda na androgyniczne dziewczyny, a ja należałam do tych bardziej kobiecych, miałam przeczekać pół sezonu i wrócić do Francji. W międzyczasie poszłam na casting do Atomic TV, które potem wykupiło MTV. Na początku nie było łatwo. Nie byłam najlepszą prezenterką, miałam wiele braków, wiele razy musiałam przekonać szefów do siebie. Dla mnie show biznes to przede wszystkim ogromna praca. Nie chodzi o zdobywanie followersów na Instagramie. Żeby być tym, kim jestem, musiałam ciężko pracować i nadal pracuję, bo nie wyobrażam sobie innego sposobu funkcjonowania w show biznesie. Mam pokorę i zawsze jestem wdzięczna za to, gdy ktoś daje mi szansę. Staram się robić więcej niż zakłada kontrakt. To kwestia charakteru i wychowania.
"Jakiś czas temu wrzuciłam zdjęcie w trampkach Vetements i ktoś napisał mi, że przecież to nie mój styl i że założyłam je tylko dlatego, że są modne. Miał prawo tak pomyśleć. Kupiłam te buty, mimo że jestem w opozycji do filozofii tego kolektywu. Oni śmieją się z nas, że kupujemy rzeczy warte 2 euro za 2 tysiące, tylko dlatego, że robią wokół tego odpowiednią otoczkę. Bronię się przed tym, ale czasem w to wpadam. Jestem tylko człowiekiem, próbuję na sobie różnych rzeczy."
Narzekasz, że media rejestrują to, że pojawiasz się na różnych wydarzeniach, a nie interesuje ich twoja praca. Opowiedz proszę, czym zajmujesz się oprócz prowadzenia programu, współpracy z ,,Party” i tworzenia kolekcji dla SI-MI.
Przede wszystkim lubię pisać i mówić. Piszę teksty o produktach, jestem konsultantem. Mam klientki, z którymi wybieram kolekcje na kolejne sezony, pracuję też jako personal shopper. Często jestem zatrudniana przez firmy do kreowania trendów. Łączę to z wykładem i warsztatami dla klientek. Zawsze bazuję na historii mody i staram się przekazywać wiedzę. Moda to nie są jedynie trendy, ale przede wszystkim przeszłość i inspirujący, wielcy ludzie w niej. Tłumaczę, dlaczego zaczęliśmy nosić np. kuloty, czy spódnice ołówkowe. Nie rezygnuję też ze spotkań w centrach handlowych. Pokazuję jak do trendów, o których możemy przeczytać w gazecie, można podejść z innej strony. Uwielbiam kontakt z ludźmi, może nie widać tego po mnie, ale bardzo lubię przebywać i rozmawiać z osobami z różnych środowisk. Niedawno wymyśliłam też cykl wywiadów dla ,,Party”, do których kluczem jest niekonwencjonalny styl ubierania i przekraczanie granic. Zobaczymy, jak ta sytuacja się potoczy.
Słuchałam niedawno wykładu Karoliny Korwin Piotrowskiej o wizerunku, który kreujemy w mediach społecznościowych. Podała w nim definicję celebryty – to osoba, która sprzedaje swoją prywatność i oznaczając wszystkie marki na sobie i dookoła siebie, staje się słupem reklamowym. Ty na Instagramie jesteś dość powściągliwa, pokazujesz swoje spojrzenie na modę i nie masz chyba nawet fanpejdża na Facebooku.
Jest u mnie trochę reklamy, ale jest ona dyskretnie przemycana. Obserwuję wiele blogerek skandynawskich, które w zupełnie inny sposób podchodzą do reklamowania produktów. Teraz każdy może mieć wielu followersów na Instagramie, wystarczy pokazać kawałek tyłka, albo wrzucać na swoim profilu kopie zdjęć innych. Ja nie mam zbyt wielu obserwatorów. Wiele razy mogłam przenieść się na bardziej komercyjną stronę, ale realizuję własne idee na Instagramie. Nikt za mną nie chodzi i nie robi mi zdjęć. Cały czas wydaje mi się, że nie jestem osobą, która tego potrzebuje. Gdy przychodzi zmęczenie, myślę żeby kogoś zatrudnić, ale niestety po asystentach z reguły muszę poprawiać. Zatem „klonuję się” i robię wszystko sama. Ostatnio przeczytałam artykuł, z którego wynikało, że powoli mija czas, kiedy na Instagramie ważne są wyłącznie liczby. Ma przyjść moment, w którym znaczenie będzie miało to, czy mamy oryginalny pomysł i coś do powiedzenia.
Moda w Polsce często ograniczana jest do trendów z wybiegów, interpretowanych przez sieciówki i relacji z bankietów po pokazach. Jakie są opiniotwórcze głosy na temat mody, których twoim zdaniem powinniśmy słuchać?
Suzy Menkes jest dla mnie osobą, którą należy obserwować. W polskim świecie uwielbiam czytać teksty Joanny Bojańczyk, ma genialne spostrzeżenia. Mam wrażenie, że Michał Zaczyński, który zawsze był ostry, ostatnio złagodniał. Kiedyś jego głos był dla mnie ważny, ale od jakiegoś czasu przestałam go słuchać. Uwielbiam za to stylistkę Ewelinę Gralak. Jej fascynacją są lata 90-te. Podobają mi się jej spostrzeżenia i zasady pracy. Ma własny świat i styl stylizacji, który jest charakterystyczny. Firmy zatrudniają ją ze względu na to, że pasuje do ich wizji. Stylista też powinien mieć własny charakter w tworzeniu stylizacji, a nie przynosić górę ciuchów do wyboru, a później przerzucać ją w kolejne miejsce. To nie na tym polega.
Mówi też o tym Ina Lekiewicz, która w Polsce słyszała, że jej portfolio powinno być różnorodne, a w Londynie okazało się, że zwraca się tam uwagę właśnie na indywidualny styl stylisty.
Trzeba znaleźć własny język z modą. W Polsce niestety indywidualizm nie jest za bardzo w cenie.
Na studiach zajmowałam się kampem. To pewien rodzaj wrażliwości, styl widoczny w zachowaniach ludzi, zjawiskach i przedmiotach. Charakteryzuje go dziwność, przerysowanie, kicz. Opera oceniana jest z punktu widzenia kampu jako najsztuczniejsza ze sztuk. Skąd wzięło się u ciebie upodobanie do niej?
Dosyć późno zaczęłam interesować się operą i nie mam ogromnej wiedzy na jej temat. Od jakiegoś czasu po prostu czuję, że to mój świat. Potrafię dzięki niej całkowicie oderwać się od tego, co mnie boli. Lubię tradycyjne opery. Staram się dwa razy w roku być w Metropolitan Opera. Uwielbiam też operę w Zurichu. Jakiś czas temu opera stała modna i niektórzy uważają, że należy tam bywać – może to dobrze, bo to otwiera ludzi na sztukę. Ostatnio Mariusz Treliński powiedział mi, że jego zdaniem nie pasuję do opery! Może dlatego, że późno zaczęłam się nią interesować, trudno mu mnie z nią połączyć. Mimo wszystko wybaczam mu, bo udowodnił, że w operze można realizować własne wizje, a nie jedynie podążać za tradycją, a ja lubię ludzi odważnych, zmieniających bieg rzeki. Jeżeli chodzi o kicz, uznaję go za coś niezwykle stylowego. Mierzę się z nim wielokrotnie w pracy i w swoich stylizacjach. Od kiedy jestem blondynką, łatwiej jest mi balansować blisko tej granicy i pokazywać, że ogranie kiczu jest możliwe.
Czyj styl cenisz?
Cenię styl Caroline de Maigret, Kate Moss, Tildy Swinton. Staram się jednak za bardzo nie obciążać czyimś wizerunkiem, bo mogłoby to spowodować, że stanę się taka jak ktoś, albo będę za blisko, a tego nie chcę. Podoba mi się skandynawska surowość, odejście od plastiku, którego nienawidzę. W muzyce kocham tradycję, najbardziej Czajkowskiego, często zaczynam dzień od ,,Patetycznej’’. Przeprowadzałam ostatnio wywiad z Davidem Garrettem, który opowiadał mi o tym jak ubierali się Bach, Bethoveen, Mozart i co ich wyróżniało. Mimo czasów, w których żyli, potrafili odejść od tradycji i zawsze wprowadzali własny impuls, indywidualizm. To właśnie uważam za fantastyczne. Zawsze znajdzie się okazja aby pokazać siebie, niezależnie od otoczenia i panujących zasad.
"Staram się za bardzo nie obciążać czyimś wizerunkiem, bo mogłoby to spowodować, że stanę się taka jak ktoś, albo będę za blisko, a tego nie chcę. Podoba mi się skandynawska surowość, odejście od plastiku, którego nienawidzę."
Obecnie w świecie mody bardziej liczą się reklamodawcy, opinie producentów i słupki sprzedaży, niż wizja twórcy – wiele osób się na to skarży, to musi być frustrujące.
Nie można mieć wyłącznie twórczej wizji, to nie ma racji bytu. Najtrudniejszą rzeczą jest znalezienie złotego środka. Ja staram się to robić – nigdy nie jestem po jednej stronie. Nie mogę być tylko wariatką i chodzić z butem na głowie. Trzeba znaleźć własne miejsce, które jest trochę komercyjne, bo dzisiaj świat bez „skomercjalizowania” zwyczajnie nie istnieje i jeśli będziemy to wypierać, nie przetrwamy. Trzeba mądrze do tego podchodzić.
Opowiadałaś, że w gorszych momentach zdarzało ci się jeździć na medytacje do Tyńca.
Byłam tam parę razy w kryzysowych momentach. Po dwóch dniach odzyskiwałam kolory na twarzy. Nie obawiam się wchodzić w zupełnie nowe środowiska, uważam że nie należy się bać ludzi, nawet jeżeli wiele razy cię skrzywdzili. Uczestniczyłam tam w różnych warsztatach, np. z garncarstwa, wcześniej trzeba było oddać telefon. Tworzenie wazonów, czy kubków uczy cierpliwości. Trzeba się skupić, bo to wymagająca praca. Dzisiaj potrafię sama się wyciszyć, ale pięć lat temu miałam z tym problem.
Pracowałaś m.in. z Thierrym Muglerem w Paryżu, jakie inne inspirujące osoby ze świata mody miałaś okazję poznać?
Odbyłam długą rozmowę z Anną Piaggi, która powiedziała mi, że mam fantastyczny styl i że czuje, że mocno się rozwinę. Była dla mnie niezwykłą osobą, dlatego że tworzyła swoje stylizacje sama i miała indywidualny styl. Nie nosiła jak Anna Dello Russo sylwetek ściągniętych prosto z wybiegów. Pracując w TVN Style przeprowadzałam wywiad m.in. z Lagerfeldem, który spojrzał na mnie i powiedział: ,,W tobie coś jest”. Skrytykował też moją sukienką – powiedział, że nie jest dla mnie. Miał rację, w tamtych czasach bardziej liczyły się dla mnie metki, o których dzisiaj tak bardzo nie myślę. Rozmawiałam też z Alberem Elbazem, żałuję że nie ma go już w Lanvin. Pracując przy programie ,,Paris Paris”, chodziłam na pokazy Chanel, haute couture. To wszystko jest fascynuje i pięknie, ale przeżywanie tego co sezon jest naprawdę męczące. Moda potrafi cię wykończyć, co pokazuje np. biografia Alexandra McQueena. Targają tobą ogromne emocje, tak samo jak w przypadku każdej innej dziedziny, którą wielbisz. Nie można spalać się jedną rzeczą, trzeba znaleźć sobie jakieś odejście. Moim jest muzyka klasyczna i opera.
Co sądzisz o tym, że moda z jednej strony karze kobietom zakładać seksowne, prześwitujące sukienki, a z drugiej staje po stronie feministek i produkuje koszulki z zaangażowanymi hasłami?
W modzie też bywają mody na coś. Najbardziej boli mnie to, że moda wrzuca nas czasem do wora hipokryzji. Mówię o sytuacjach, w których kobieta z plastikowym biustem i sztucznymi ustami, zakłada taki T-shirt tylko dlatego, że jest od Diora. Trochę opacznie rozumiemy feminizm, powinniśmy mieć świadomość, co na siebie zakładamy. Jakiś czas temu wrzuciłam zdjęcie w trampkach Vetements i ktoś napisał mi, że przecież to nie mój styl i że założyłam je tylko dlatego, że są modne. Miał prawo tak pomyśleć. Kupiłam te buty, mimo że jestem w opozycji do filozofii tego kolektywu. Oni śmieją się z nas, że kupujemy rzeczy warte 2 euro za 2 tysiące, tylko dlatego, że robią wokół tego odpowiednią otoczkę. Bronię się przed tym, ale czasem w to wpadam. Jestem tylko człowiekiem, próbuję na sobie różnych rzeczy. Dobrze, gdy moda wywołuje dyskusje, oby tylko padały odpowiednie argumenty.
Nie chciałabyś bardziej zaangażować się w projektowanie?
Ciężko dzisiaj wymyślić coś nowatorskiego. Nie mogłabym oddać się temu w 100%, a tak należałoby robić, dlatego współpracuję z różnymi markami, firmami i realizuję dla nich projekty. Dzięki temu mam czas na inne rzeczy: pisanie, wykłady, konsultacje. Jestem kobietą wielu zadań, choć wszystkie spina moda. Moje życie jest zaskakujące. Tak jak mówiłam – spada z nieba.
Zdjęcia pochodzą z kampanii SI-MI – kolekcję zaprojektowała Joanna Horodyńska.