Ma rzesze wielbicieli (widziałam na własne oczy), a w kontrze do nich ogrom osób, które krytykują jej wygląd, stylizacje i kompetencje. Maja Sablewska jest doradcą wizerunkowym, ambasadorem wielu marek kosmetycznych i modowych oraz prowadzącą autorskiego programu na TVN Style. Mnie zawsze podobał się jej styl – perfekcyjnie łączy klasyki z kultowych domów mody z rzeczami vintage. Oprócz tego ma obłędnie zgrabne nogi i najpiękniejszą galerię tatuaży na ciele jaką widziałam.
Róża Augustyniak: Jako nastolatkę inspirowali cię managerowie zespołów. Z jakich źródeł korzystałaś w tamtych czasach, żeby mieć wiedzę na ich temat?
Maja Sablewska: Bardzo lubiłam czytać biografie artystów, którzy współpracowali ze świetnymi managerami. Pewne ich ruchy zwróciły moją uwagę. System pracy – ciężkiej pracy – ale i błędy, które popełniali, dawały mi dużo do myślenia. Generalnie skuteczny manager jako instytucja – to był i jest (choć w Polsce niedoceniony) – stabilny fundament każdego artysty.
Co takiego miałaś w sobie, że Katarzyna Kanclerz zatrudniła cię w wytwórni fonograficznej? Podobno bardzo wiele osób starało się o tę pracę.
Nie mam pojęcia, może pasję, chęć. Poczułam się wtedy bardzo wyjątkowo. Żeby pracować w wielkiej wytwórni trzeba było skończyć studia albo mieć doświadczenie, a ja wcześniej opiekowałam się synkiem Natalii Kukulskiej. Myślę, że udało mi się, bo wierzę, że wszystko w życiu jest możliwe, jeśli się to robi z serca, ma pokorę i jest pracowitym.
Mówiłaś, że zawsze interesował cię backstage. Przy okazji ,,X Factora” postanowiłaś wreszcie pokazać swój własny unikatowy styl szerszemu gronu?
Nigdy nie wierzyłam, że uda mi się coś zrobić w modzie w tym kraju, że kiedykolwiek stanę przed kamerą, będę mieć sesję zdjęciową, czy zrobię okładkę dla ,,Playboya”. Oczywiście, jak każda dziewczyna z tyłu głowy marzyłam o takich rzeczach, ale nie miałam żadnych planów z tym związanych. Nagle to wszystko się wydarzyło i nawet jeśli doświadczyłam jakiś porażek, to nauczyłam się, co robić żeby unikać kolejnych. Niczego w życiu nie żałuję. To był pierwszy moment, kiedy pomyślałam, że będę sobą i nie będę nikogo udawać, a jeśli komuś to nie pasuje, to sprawa tego kogoś – nie moja.
"Gdy byłam managerką wydawało mi się, że jestem najlepsza w swoim fachu i teraz też czuję się dobra w tym, co robię. Może nie najlepsza, bo do tego muszę jeszcze dojrzeć, ale cały czas się uczę, inwestuję w siebie i to mnie buduje, więc czuję się pewnie."
Będąc jurorką w ,,X Factorze” sama się stylizowałaś?
W większości tak, co spotkało się z szalonym niezrozumieniem. Pomagała mi otwarta osobowość – Ola Baran, która wtedy rozpoczynała swoją przygodę jako stylistka, a teraz prowadzi modowy portal www.pyskatyzamsz.com. Pamiętam, jak wyszłam pierwszy raz w programie w T-shircie z dziurami. Zostałam shejtowana, ale dwa lata później, wszyscy zakładali podobne koszulki w tego typu programach i nikt nie miał z tym problemu. Czasami człowiek budzi skrajne emocje, ale to chyba dobrze.
Czy jako managerka czułaś się bardziej opiniotwórcza niż teraz jako doradca wizerunkowy? Wtedy chylono czoło przed twoimi sukcesami z artystkami, a teraz ludzie nierzadko nieprzychylnie komentują to, że zajmujesz się wizerunkiem.
Gdy byłam managerką, miałam wielkie sukcesy z dziewczynami, czego nikt mi nie odbierze. Kiedy pojawiłam się w ,,X Factorze” oceniono jednak, że jestem złą managerką. W końcu przestałam nią być, a teraz znowu słyszę, że byłam dobra w roli managera. W moim życiu nic się nie dzieje bez przyczyny. Wtedy wydawało mi się, że jestem najlepsza w swoim fachu i teraz też czuję się dobra w tym, co robię. Może nie najlepsza, bo do tego muszę jeszcze dojrzeć, ale cały czas się uczę, inwestuję w siebie i to mnie buduje, więc czuję się pewnie.
W jaki sposób doradzałaś artystkom wizerunkowo?
Przede wszystkim podkreślałam, że wygląd ma znaczenie i że to, co prezentujemy sobą na zewnątrz, musi być kompatybilne z tym, co jest w środku. Wychodziłam z propozycją, która miała pokazać jakość, estetykę, klasę, ale to musiało być spójne z osobowością danej artystki, więc na pewno dużo było w tym też dziewczyn. Lubię doradzać i chętnie to robię, także w przypadku swoich facetów. Zostanie doradcą wizerunkowym było dla mnie naturalną ewolucją po poprzednim fachu.
Masz świetne wyczucie stylu, dlaczego nie było tego po tobie widać kilkanaście lat temu?
Mam zasadę, że jeśli w czymś nie czuję się mocna, to tego nie robię. Moda zawsze była mi bliska, ale nie sądziłam, że będę się nią zajmować. Lubię estetyczne rzeczy, styl i lubię to wyrażać poprzez ubrania i np. tatuaże. Wtedy sama siebie blokowałam, bo byłam bardzo wstydliwa i niepewna siebie. Jeśli miałabym powiedzieć, że do mojego programu przychodzą kobiety niepewne siebie, to mam wrażenie, że z nich wszystkich, ja byłam najmniej pewna siebie. Dopiero przez ostatnią dekadę wypracowałam pewność siebie na takim poziomie, że mając to całe doświadczenie, mogę pomagać innym.
Jak komponujesz swoje stylizacje?
Zaczynam od koloru, detalu, zapachu albo od butów. Nigdy od marynarki czy T-shirtu. Często przekombinowujemy stylizację zakładając fajny T-shirt, fajną marynarkę i fajne spodnie, a wystarczy jeden wyraźny element i dobranie do niego czegoś klasycznego.
"Lubię doradzać i chętnie to robię, także w przypadku swoich facetów. Zostanie doradcą wizerunkowym było dla mnie naturalną ewolucją po poprzednim fachu."
Zastanawia mnie, co fascynuje cię w Marylin Monroe, którą masz wytatuowaną.
Marylin Monroe była ikoną popkultury, osobowością, celebrytką. Celebryta nie ma dla mnie pejoratywnego znaczenia. To ktoś, kto sprawdza się na wielu płaszczyznach. Ten tatuaż jest dla mnie symboliczny i ma przywoływać moje życiowe zasady.
Identyfikujesz się z jakimiś cechami Monroe? Była spełniona w życiu zawodowym, ale niekoniecznie prywatnie.
Nie muszę identyfikować się z kimś, kogo mam wytatuowanego. Chciałam pokazać piękną kobietę. Czy była szczęśliwa, czy nie – to tylko nasza ocena, a ocenianie zamyka. Zrobiłam ten tatuaż, kiedy zaczęłam odkrywać swoją kobiecość, której dla mnie Marilyn jest symbolem.
Miałaś przyjemność przeprowadzać wywiad z Kate Moss, która dla wielu jest ikoną mody. Jak ją zapamiętałaś?
Zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Jest jeszcze piękniejsza na żywo, niż we wszystkich pięknych reklamach. Jest też bardzo nieśmiała. Ja dosłownie wydukałam swoje pytania i teraz wstydzę się, bo prawie zapomniałam języka w gębie.
Wasze tryby życia raczej się różnią – Kate jest imprezowiczką, a ty propagujesz zdrowy styl życia.
Kocham rock'n'rolla. Ta muzyka jest dla mnie motywacją do działania, czasem lekarstwem, ale kocham i polecam zdrowy rock'n'roll. Oczywiście, jestem tylko człowiekiem i czasami lubię skorzystać z jakiejś pokusy, ale nie mogę udawać, że jestem kimś, kim nie jestem. Nie znoszę papierochów, nadużywania alkoholu, nigdy nie używam narkotyków i jest mi z tym dobrze. Mam bardzo duży szacunek do swojego ciała i do tego żeby zachować pewność siebie, dbać o nią i jej nie stracić, co może się stać, gdy traci się kontrolę nad sobą.
Pozwoliłaś sobie na małe szaleństwo w filmie reklamującym kampanię La Manii.
To była fajna zabawa. Nie jestem aktorką, wszystko działo się spontanicznie, a facet, z którym występowałam jest moim kumplem, więc czułam się swobodnie. Cieszę się rzeczami, które mogę robić w zgodzie ze sobą i tak było w tym przypadku. Ta kampania to ogromny sukces marki i cieszę się, że mogłam być tego częścią.
"Mam bardzo duży szacunek do swojego ciała i do tego żeby zachować pewność siebie, dbać o nią i jej nie stracić, co może się stać, gdy traci się kontrolę nad sobą."
Masz bardzo dużo zajęć. Znajdujesz czas żeby zadbać o sen?
Potrafię bardzo dobrze rozporządzać czasem i znajduję go na działania prywatne, zawodowe, sen, zdrowe jedzenie i siłownię. Nie ma rzeczy niemożliwych. Moja koleżanka ma trójkę dzieci i też znajduje czas na siłownię. Staram się w życiu nie narzekać.
Jak radzisz sobie w gorszych momentach?
Muzyka jest moim lekarstwem. W takich sytuacjach staram się też zadbać o siebie. Zaczynam robić np. coś, czego nie robiłam wcześniej.
Niektórzy żeby uciec od problemów prywatnych popadają w pracoholizm. Ty żyjesz w ciągłym biegu, nie obawiasz się, że to może być niebezpieczne?
Ważne żeby czuć balans. Kiedy uznaję, że przesadzam w pracy, wiem że muszę zrobić sobie dwa dni wolnego. Idę wtedy na siłownię, na masaż, do kina albo lecę do siostry do Londynu i wtedy to się wyrównuje.
Wywodzisz się ze świata muzyki, to ona cię w sobie najbardziej rozkochała. Czego teraz słuchasz?
Ostatniej płyty Bon Iver. Uwielbiam też Krzyśka Zalewskiego i Piotrka Ziołę. Utwór Zalewa “Miłość miłość” jest naprawdę genialny! Muzyka ma dla mnie działanie terapeutyczne. Słucham też często muzyki, która mnie uspokaja, czyli klasyki i muzyki filmowej. Teraz jednak moja największą miłością jest styl: czysty, autentyczny, wynikająca z osobowości człowieka. Cieszę się, że dzięki modzie mogę zrobić coś z sensem nie tylko dla siebie.
Zdjęcia: Marlena Bielińska, sesja dla marki Carinii
Ma rzesze wielbicieli (widziałam na własne oczy), a w kontrze do nich ogrom osób, które krytykują jej wygląd, stylizacje i kompetencje. Maja Sablewska jest doradcą wizerunkowym, ambasadorem wielu marek kosmetycznych i modowych oraz prowadzącą autorskiego programu na TVN Style. Mnie zawsze podobał się jej styl – perfekcyjnie łączy klasyki z kultowych domów mody z rzeczami vintage. Oprócz tego ma obłędnie zgrabne nogi i najpiękniejszą galerię tatuaży na ciele jaką widziałam.
Róża Augustyniak: Jako nastolatkę inspirowali cię managerowie zespołów. Z jakich źródeł korzystałaś w tamtych czasach, żeby mieć wiedzę na ich temat?
Maja Sablewska: Bardzo lubiłam czytać biografie artystów, którzy współpracowali ze świetnymi managerami. Pewne ich ruchy zwróciły moją uwagę. System pracy – ciężkiej pracy – ale i błędy, które popełniali, dawały mi dużo do myślenia. Generalnie skuteczny manager jako instytucja – to był i jest (choć w Polsce niedoceniony) – stabilny fundament każdego artysty.
Co takiego miałaś w sobie, że Katarzyna Kanclerz zatrudniła cię w wytwórni fonograficznej? Podobno bardzo wiele osób starało się o tę pracę.
Nie mam pojęcia, może pasję, chęć. Poczułam się wtedy bardzo wyjątkowo. Żeby pracować w wielkiej wytwórni trzeba było skończyć studia albo mieć doświadczenie, a ja wcześniej opiekowałam się synkiem Natalii Kukulskiej. Myślę, że udało mi się, bo wierzę, że wszystko w życiu jest możliwe, jeśli się to robi z serca, ma pokorę i jest pracowitym.
Mówiłaś, że zawsze interesował cię backstage. Przy okazji ,,X Factora” postanowiłaś wreszcie pokazać swój własny unikatowy styl szerszemu gronu?
Nigdy nie wierzyłam, że uda mi się coś zrobić w modzie w tym kraju, że kiedykolwiek stanę przed kamerą, będę mieć sesję zdjęciową, czy zrobię okładkę dla ,,Playboya”. Oczywiście, jak każda dziewczyna z tyłu głowy marzyłam o takich rzeczach, ale nie miałam żadnych planów z tym związanych. Nagle to wszystko się wydarzyło i nawet jeśli doświadczyłam jakiś porażek, to nauczyłam się, co robić żeby unikać kolejnych. Niczego w życiu nie żałuję. To był pierwszy moment, kiedy pomyślałam, że będę sobą i nie będę nikogo udawać, a jeśli komuś to nie pasuje, to sprawa tego kogoś – nie moja.
"Gdy byłam managerką wydawało mi się, że jestem najlepsza w swoim fachu i teraz też czuję się dobra w tym, co robię. Może nie najlepsza, bo do tego muszę jeszcze dojrzeć, ale cały czas się uczę, inwestuję w siebie i to mnie buduje, więc czuję się pewnie."
Będąc jurorką w ,,X Factorze” sama się stylizowałaś?
W większości tak, co spotkało się z szalonym niezrozumieniem. Pomagała mi otwarta osobowość – Ola Baran, która wtedy rozpoczynała swoją przygodę jako stylistka, a teraz prowadzi modowy portal www.pyskatyzamsz.com. Pamiętam, jak wyszłam pierwszy raz w programie w T-shircie z dziurami. Zostałam shejtowana, ale dwa lata później, wszyscy zakładali podobne koszulki w tego typu programach i nikt nie miał z tym problemu. Czasami człowiek budzi skrajne emocje, ale to chyba dobrze.
Czy jako managerka czułaś się bardziej opiniotwórcza niż teraz jako doradca wizerunkowy? Wtedy chylono czoło przed twoimi sukcesami z artystkami, a teraz ludzie nierzadko nieprzychylnie komentują to, że zajmujesz się wizerunkiem.
Gdy byłam managerką, miałam wielkie sukcesy z dziewczynami, czego nikt mi nie odbierze. Kiedy pojawiłam się w ,,X Factorze” oceniono jednak, że jestem złą managerką. W końcu przestałam nią być, a teraz znowu słyszę, że byłam dobra w roli managera. W moim życiu nic się nie dzieje bez przyczyny. Wtedy wydawało mi się, że jestem najlepsza w swoim fachu i teraz też czuję się dobra w tym, co robię. Może nie najlepsza, bo do tego muszę jeszcze dojrzeć, ale cały czas się uczę, inwestuję w siebie i to mnie buduje, więc czuję się pewnie.
W jaki sposób doradzałaś artystkom wizerunkowo?
Przede wszystkim podkreślałam, że wygląd ma znaczenie i że to, co prezentujemy sobą na zewnątrz, musi być kompatybilne z tym, co jest w środku. Wychodziłam z propozycją, która miała pokazać jakość, estetykę, klasę, ale to musiało być spójne z osobowością danej artystki, więc na pewno dużo było w tym też dziewczyn. Lubię doradzać i chętnie to robię, także w przypadku swoich facetów. Zostanie doradcą wizerunkowym było dla mnie naturalną ewolucją po poprzednim fachu.
Masz świetne wyczucie stylu, dlaczego nie było tego po tobie widać kilkanaście lat temu?
Mam zasadę, że jeśli w czymś nie czuję się mocna, to tego nie robię. Moda zawsze była mi bliska, ale nie sądziłam, że będę się nią zajmować. Lubię estetyczne rzeczy, styl i lubię to wyrażać poprzez ubrania i np. tatuaże. Wtedy sama siebie blokowałam, bo byłam bardzo wstydliwa i niepewna siebie. Jeśli miałabym powiedzieć, że do mojego programu przychodzą kobiety niepewne siebie, to mam wrażenie, że z nich wszystkich, ja byłam najmniej pewna siebie. Dopiero przez ostatnią dekadę wypracowałam pewność siebie na takim poziomie, że mając to całe doświadczenie, mogę pomagać innym.
Jak komponujesz swoje stylizacje?
Zaczynam od koloru, detalu, zapachu albo od butów. Nigdy od marynarki czy T-shirtu. Często przekombinowujemy stylizację zakładając fajny T-shirt, fajną marynarkę i fajne spodnie, a wystarczy jeden wyraźny element i dobranie do niego czegoś klasycznego.
"Lubię doradzać i chętnie to robię, także w przypadku swoich facetów. Zostanie doradcą wizerunkowym było dla mnie naturalną ewolucją po poprzednim fachu."
Zastanawia mnie, co fascynuje cię w Marylin Monroe, którą masz wytatuowaną.
Marylin Monroe była ikoną popkultury, osobowością, celebrytką. Celebryta nie ma dla mnie pejoratywnego znaczenia. To ktoś, kto sprawdza się na wielu płaszczyznach. Ten tatuaż jest dla mnie symboliczny i ma przywoływać moje życiowe zasady.
Identyfikujesz się z jakimiś cechami Monroe? Była spełniona w życiu zawodowym, ale niekoniecznie prywatnie.
Nie muszę identyfikować się z kimś, kogo mam wytatuowanego. Chciałam pokazać piękną kobietę. Czy była szczęśliwa, czy nie – to tylko nasza ocena, a ocenianie zamyka. Zrobiłam ten tatuaż, kiedy zaczęłam odkrywać swoją kobiecość, której dla mnie Marilyn jest symbolem.
Miałaś przyjemność przeprowadzać wywiad z Kate Moss, która dla wielu jest ikoną mody. Jak ją zapamiętałaś?
Zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Jest jeszcze piękniejsza na żywo, niż we wszystkich pięknych reklamach. Jest też bardzo nieśmiała. Ja dosłownie wydukałam swoje pytania i teraz wstydzę się, bo prawie zapomniałam języka w gębie.
Wasze tryby życia raczej się różnią – Kate jest imprezowiczką, a ty propagujesz zdrowy styl życia.
Kocham rock'n'rolla. Ta muzyka jest dla mnie motywacją do działania, czasem lekarstwem, ale kocham i polecam zdrowy rock'n'roll. Oczywiście, jestem tylko człowiekiem i czasami lubię skorzystać z jakiejś pokusy, ale nie mogę udawać, że jestem kimś, kim nie jestem. Nie znoszę papierochów, nadużywania alkoholu, nigdy nie używam narkotyków i jest mi z tym dobrze. Mam bardzo duży szacunek do swojego ciała i do tego żeby zachować pewność siebie, dbać o nią i jej nie stracić, co może się stać, gdy traci się kontrolę nad sobą.
Pozwoliłaś sobie na małe szaleństwo w filmie reklamującym kampanię La Manii.
To była fajna zabawa. Nie jestem aktorką, wszystko działo się spontanicznie, a facet, z którym występowałam jest moim kumplem, więc czułam się swobodnie. Cieszę się rzeczami, które mogę robić w zgodzie ze sobą i tak było w tym przypadku. Ta kampania to ogromny sukces marki i cieszę się, że mogłam być tego częścią.
"Mam bardzo duży szacunek do swojego ciała i do tego żeby zachować pewność siebie, dbać o nią i jej nie stracić, co może się stać, gdy traci się kontrolę nad sobą."
Masz bardzo dużo zajęć. Znajdujesz czas żeby zadbać o sen?
Potrafię bardzo dobrze rozporządzać czasem i znajduję go na działania prywatne, zawodowe, sen, zdrowe jedzenie i siłownię. Nie ma rzeczy niemożliwych. Moja koleżanka ma trójkę dzieci i też znajduje czas na siłownię. Staram się w życiu nie narzekać.
Jak radzisz sobie w gorszych momentach?
Muzyka jest moim lekarstwem. W takich sytuacjach staram się też zadbać o siebie. Zaczynam robić np. coś, czego nie robiłam wcześniej.
Niektórzy żeby uciec od problemów prywatnych popadają w pracoholizm. Ty żyjesz w ciągłym biegu, nie obawiasz się, że to może być niebezpieczne?
Ważne żeby czuć balans. Kiedy uznaję, że przesadzam w pracy, wiem że muszę zrobić sobie dwa dni wolnego. Idę wtedy na siłownię, na masaż, do kina albo lecę do siostry do Londynu i wtedy to się wyrównuje.
Wywodzisz się ze świata muzyki, to ona cię w sobie najbardziej rozkochała. Czego teraz słuchasz?
Ostatniej płyty Bon Iver. Uwielbiam też Krzyśka Zalewskiego i Piotrka Ziołę. Utwór Zalewa “Miłość miłość” jest naprawdę genialny! Muzyka ma dla mnie działanie terapeutyczne. Słucham też często muzyki, która mnie uspokaja, czyli klasyki i muzyki filmowej. Teraz jednak moja największą miłością jest styl: czysty, autentyczny, wynikająca z osobowości człowieka. Cieszę się, że dzięki modzie mogę zrobić coś z sensem nie tylko dla siebie.
Zdjęcia: Marlena Bielińska, sesja dla marki Carinii