Autorka kostiumów do najbardziej znanych rozrywkowych formatów telewizyjnych, takich jak: ,,The Voice of Poland", ,,Saturday Night Live Polska", czy ,,Taniec z gwiazdami". Ekspertka od wizerunku w programie ,,Druga twarz''. To również Malwina Wędzikowska stworzyła serie uroczych kostiumów dla dziewczynki w popularnej reklamie Allegro. Odpowiedzialna za współtworzenie wizerunku m.in. Andrzeja Piasecznego, Tomasza Kammela czy Maryli Rodowicz.
Pamiętasz kiedy zaczęłaś interesować się modą?
Od najmłodszych lat byłam osobą kreatywną i kreacyjną. Gdy w liceum wpadło mi w ręce pismo ,,The Face” i zobaczyłam w nim psychodeliczną sesję pt. ,,Klinika mody” moje serce zabiło mocniej i poczułam, że blisko mi do estetyki, która przełamuje schemat, jest niepokojąca i wychodzi w przyszłość.
Co zaintrygowało cię w tych zdjęciach?
Kliniczny chłód, futurystyczna biżuteria i perwersyjna nagość. Szokujące i rewolucyjne podejście do mody.
Jak ubierałaś się jako nastolatka?
Byłam chyba najbardziej kolorową postacią na ulicy Piotrkowskiej i chodzącą reklamą znanego łódzkiego brandu fashion – ciuchlandu ,,Anilana'', istniejącego zresztą do dziś. Wyobraź sobie: żydowska pelisa, walizeczka ze srebrnymi okuciami, podkolanówki w kolorowe paski i podkoszulek amerykańskiego futbolisty o wzroście 220 cm. Kolory: fluorescencyjny żółty w kontrze ze szmaragdową zielenią. Czasami patrzę, jak uczestnicy programu ,,Druga Twarz’’ chcą nas zszokować wyglądem, a wtedy ubrana, jak opisałam wcześniej Malwina w mojej głowie tarza się ze śmiechu.
Sympatyzowałaś z jakąś subkulturą?
Z każdą jedną i ze wszystkimi po trochu.
Miałaś jakiś idoli, osoby, które chciałaś naśladować?
W tamtych czasach nie było internetu, po inspiracje można było wybrać się domowej biblioteczki, Empiku lub biblioteki ASP. Gdy trafiłam do pracowni video Konrada Kuzyszyna zafascynowałam się filmem i sztuką video. Świat Billa Violli, Mathew Barney`a, Chrisa Cunnighama, Spike`a Jonze, Bjork i jej kostiumów 3D, zrewolucjonizował moje myślenie. Na pierwszym planie stanął człowiek i jego bezbronność wobec życia i śmierci. Tych emocji trudno mi było szukać w zaszewkach i guzikach na wydziale projektowania ubioru. W pracowni video poczułam ulgę. Mogłam wejść pod stół, zakopać się w szczelinach podłogi szukając śladów życia w tym, co odrzucone, dotknąć nieznanej strony swojej tożsamości, być bezbronną, nie bać się klęski. W modzie było dla mnie zawsze za dużo pędu. W pracowni video zrozumiałam, że najważniejszy jest człowiek. Dlatego moim modowym guru jest Lee McQueen - jego twórczość jest esencją tego jak zrobić sztukę z ubrania, macerując duszę odbiorcy.
Kiedy pierwszy raz uszyłaś coś sama?
Miałam 14 lat. Na jedną z imprez techno zaprojektowałam kolekcję prostych, kusych spódniczek. Wstawiłam te rzeczy do sklepu na ul. Piotrkowskiej. Prostokątne cekiny nakleiłam na muślin. Do tego były oczywiście topy na jedno ramię odkrywające brzuszek. To były czasy techno, białych rękawiczek, gwizdków i kolczyków w pępku. Pierwszy raz wtedy zmierzyłam się z wszywaniem zamka błyskawicznego i szybko doszłam do wniosku, że nie zostanę krawcową.
W twoim domu się szyło?
Mama i babcia szyły. Miałam najpiękniejsze kostiumy na wszystkie bale przebierańców. Na przełomie lat 80-tych i 90-tych trzeba było się nieźle nakombinować, żeby wyglądać oryginalnie. Do wyboru były bazarki z tureckimi „cudami” sztuki włókienniczej albo wyprane z wdzięku i osobowości sztuki odzieży z postpeerelowskich sklepów. Szyło się, jak w większości domów w tym czasie. Moja mama jest po ASP, to po niej odziedziczyłam uwielbienie dla sztuki i odwagę do odstawania od tłumu. „Gena nie wydłubiesz”.
"Moimi mistrzami są Alexander McQueen i Eiko Ishioka (...) Dla mnie moda nie zaczęła się od Coco Chanel. Uważam, że najciekawszym okresem w historii mody był czas kiedy tworzył McQueen. Z żyjących twórców jestem pod ogromnym wrażeniem Michele Lamy i Ricka Owensa, kiedyś też Bjork i Mathew Barney`a. Par tworzących sztukę, współprzenikających się. Dla mnie to ikony power couple."
Pracując jako stylistka musisz być na bieżąco z trendami, sama jednak nie ubierasz się w zgodzie z nimi, a nawet często się z nich nabijasz.
Moda zrodziła się jako sztuka, dzisiaj poszła w stronę przemysłu. Artyzm stracił ważność na rzecz marek. Cenię indywidualizm i tych, którzy płyną pod prąd kompulsywnej konsumpcji i staram się to wyrażać własnym stylem.
Twój styl przechodzi ewolucje?
Oczywiście. Pod wpływem bodźców z zewnątrz zmieniamy się każdego dnia. Dochodzą do tego emocje, nastroje, dojrzewanie, a czasem dziecinnienie. Nic nie stoi w miejscu.
W show-biznesie można zaobserwować osoby, które lubią swoim strojem komentować np. sytuację społeczną lub polityczną podczas publicznych wyjść. Tobie też tak się zdarza?
Mój strój to moje emocje i samopoczucie danego dnia, a nie próba zwrócenia na siebie uwagi.
Jak odnajdujesz się w kreowaniu wizerunku artystów i projektowaniu na potrzeby reklam i programów telewizyjnych?
Praca przy największych formatach rozrywkowych w telewizji, czy przy kampaniach reklamowych wyzwala we mnie taką adrenalinę, jak sporty ekstremalne. To tak, jak ze skokiem ze spadochronem: pełna koncentracja, nie ma mowy o jednym fałszywym ruchu, a i tak nie wiadomo, czy wyląduję na ziemi w jednym kawałku. Od adrenaliny można się uzależnić.
Wiem, że myślisz o założeniu własnej marki, czy gdy dojdzie to do skutku, będziesz jak większość projektantów organizować pokazy z pompą?
Być może, choć dzisiaj uważam, że robienie pokazu z pompą, który owszem, zaistnieje medialnie, na portalach plotkarskich w kontekście nie tego, jaka jest kolekcja, tylko kto się zjawił i jak wyglądał na ściance, mija się z celem. Dużo dobrego dla mody zrobił internet, najbardziej demokratyczny twór na świecie. Każdy ma do niego taki sam dostęp. Robienie pokazów z pompą ma coraz mniejszy sens, wygrywa pomysłowość, w jaki przedstawia się kolekcję albo ubranie broni się samo. W pokazie Christiana Carola Poella w Amsterdamie modele bezwolnie niczym zwłoki płynęli rzeką. Ubrania Christiana są potwornie drogie, żeby kupić jego kurtkę musisz zapisać się na listę i czekać nawet rok na swoją kolej. Tę wyrafinowaną formę tortury stosują też inne marki, takie jak Louis Vuitton czy Vetements, który swego czasu limitowaną kolekcję bluz wypuścił w specjalnym hangarze, pod którym kilka dni koczowali ludzie, nie mając pewności, czy dopchają się do wieszaka z produktem. Dla mnie, rocznika ’81, stanie w kolejce po artykuły pierwszej potrzeby było codziennością, dlatego ze zdumieniem obserwuję tę ogólnoświatową histerię, podobnie jak powroty do mody z postpeerelowskich blokowisk. Jeszcze dziesięć lat temu każdy chłopak słuchający hip-hopu chciał zostać raperem, pisać teksty o prostytutkach, narkotykach i gangsterskim życiu. Dzisiaj wystarcza to, że jesteś dobrze ometkowany.
"Marketingowcy wymyślają ciągle nowe remedia na smutek i pustkę, próbując stworzyć kolejne strefy komfortu dla ludzi, tylko po to, żeby coś sprzedać (...) Mamy więcej produktów i bodźców, a przez to jeszcze bardziej zafałszowany obraz tego kim jesteśmy i co jest w życiu wartościowe."
Gdy zaczynałaś pracę w telewizji byłaś samodzielnym kostiumografem?
Tak się złożyło. Nikt nigdy nie zaproponował mi, żebym była jego asystentką. Tu wszystko przede mną.
Jak to się stało, że uczyłaś szyć w Afryce?
Zgłosiła się do mnie organizacja, która realizowała projekt w Ghanie polegający na uczeniu kobiet zawodu, aby mogły się usamodzielnić. W Afryce uczyłam kobiety szyć na maszynach na korbkę, przedstawiałam im podstawy projektowania ubioru, przekazywałam wiedzę na temat tkanin oraz kroju. Od tamtego czasu byłam tam kilka razy. Pracowałam też przy projektach niezwiązanych z modą. Jeden dotyczył ekologicznej plantacji ananasów, a drugi pasiek dla pszczelarzy.
Jesteś misjonarką!
Łatwiej się żyje ze świadomością, że robimy coś dobrego.
Myślisz, że wiele osób nadużywa powoływania się na takie wartości, jak ekologia w celach wizerunkowych?
Oczywiście. To jest przemysł, a moda go napędza. Marketingowcy wymyślają ciągle nowe remedia na smutek i pustkę, próbując stworzyć kolejne strefy komfortu dla ludzi, tylko po to, żeby coś sprzedać. W Afryce ludzie żyją dla puszki coli i telefonu Vodafone. U nas jest tak samo, tylko mamy więcej produktów i bodźców, a przez to jeszcze bardziej zafałszowany obraz tego kim jesteśmy i co jest w życiu wartościowe. W Afryce zobaczyłam to jak na dłoni.
Jako projektantka i osoba doskonale znająca się na fachu, nie potrzebujesz ściągać na siebie uwagi. Co sądzisz o tym, że ta uwaga kierowana jest często w kierunku nie do końca kompetentnych osób?
Uważam, że trzeba dać ludziom żyć. Na świecie jest tyle samo dobra, co zła. Jest w nim przestrzeń dla amatorów, rzemieślników i mistrzów. Moimi mistrzami są Alexander McQueen i Eiko Ishioka - kostiumografka, która z lekkością czerpała z historii ubioru, zamykając kostium w futurystycznej formie. Geniusz. Dla mnie moda nie zaczęła się od Coco Chanel. Uważam, że najciekawszym okresem w historii mody był czas kiedy tworzył McQueen. Z żyjących twórców obserwuję Michele Lamy i Ricka Owensa, kiedyś też Bjork i Mathew Barney`a. Par tworzących sztukę, współprzenikających się. Dla mnie to ikony power couple. I chociaż miłość tych drugich nie przetrwała, to co stworzyli wspólnie jest wieczne. Staram się chociaż raz w roku być na pokazie Owensa, bo jest w jego twórczości coś mistycznego, ocierającego się o absolut.
Masz ogromną wiedzę praktyczną i teoretyczną. Dlaczego nie wykładasz w żadnej szkole?
Jeszcze nie czas na to.
"Ubrania Christiana Carola Poella są potwornie drogie, żeby kupić jego kurtkę musisz zapisać się na listę i czekać nawet rok na swoją kolej. Tę wyrafinowaną formę tortury stosują też inne marki, takie jak Louis Vuitton czy Vetements(...) Dla mnie, rocznika ’81, stanie w kolejce po artykuły pierwszej potrzeby było codziennością, dlatego ze zdumieniem obserwuję tę ogólnoświatową histerię."
Z kim obecnie współpracujesz wizerunkowo?
Największą frajdę i satysfakcję sprawiła mi ostatnio praca z bohaterami programu „Druga twarz”. Z ludźmi, którzy ze względu na swój wygląd mieli w życiu pod górkę, a po udziale w programie wiele drzwi się przed nimi otworzyło.
Który z dotychczasowych projektów dał ci największą satysfakcję?
Zazwyczaj jest to po prostu ostatni projekt. Trudno mi wartościować moją pracę, bo do każdej podchodzę z takim samym zamiłowaniem. ,,Taniec z gwiazdami” dał mi ogromną wiedzę i doświadczenie - to jest ogromne wyzwanie. Musiałam przede wszystkim zgłębić wiedzę techniczną. Każde pióro na sukience przyklejane jest oddzielnym uderzeniem pincety, a każdy kamień naklejany ręcznie. Tworzenie mozaiki na sukience potrafi trwać tydzień, a ja mam tydzień na zrobienie dziesięciu kostiumów. Organizacja pracy musi być na najwyższym poziomie, jestem szefem kilkudziesięcioosobowego zespołu. Pracując z kolei z Tomkiem Bagińskim nad filmem dla Europejskiej Misji Kosmicznej tworzyliśmy na papierze dwie postaci przez bite trzy tygodnie.
A jak współpracuje ci się z osobami spoza świata kreacji – z brand managerami, producentami przy reklamach, którzy często narzucają swoją wizję, nie wiedząc wiele o estetyce?
Reklama nauczyła mnie pokory. Gdy spotykam się z producentem, dla którego moda jest abstrakcją, pokazuję mu, czym jest jakość,ale gdy to nie spotyka się z aprobatą klienta czy agencji, robię tak jak chcą. To relacja biznesowa - klient płaci i decyduje. Im większy budżet dostajesz, tym lepszy produkt jesteś w stanie zrobić. W przyszłości chciałabym pracować przy projektach, w których kostium jest elementem wyjściowym, rozwijającym się w postprodukcji w projekcję 3D. Rynek zaczyna powoli ruszać w tym kierunku, za sprawą dobrych domów postprodukcyjnych i klientów, którzy mają coraz więcej odwagi, by postawić na autorski pomysł.
Mówisz, że spotykasz się czasem z przejawami deprecjonowania twojego zawodu. Dlaczego twoim zdaniem niektórzy nie szanują ludzi zajmujących się modą?
To branża - jak każda ocierająca się o sztukę i twórczość - konfliktogenna. Czasem trzeba mieć grubą skórę, żeby unieść krytykę, czasem być bezkompromisowym, nie ulegać pokusie wchodzenia w towarzyskie koterie. Ale przede wszystkim trzeba szanować siebie, nie godzić się na pracę w byle jakich warunkach, za byle jakie wynagrodzenie.
Od kogo lubisz czerpać inspiracje?
Nie potrafię żyć bez sztuki, muzyki i literatury. Od liceum jestem też pod silnym wpływem filozofii - od antycznych myślicieli po egzystencjalistów. Uwielbiam słuchać mojego dziadka i innych starszych osób, doświadczonych, mądrych, spokojnych. Są pogodzeni ze sobą i przyjmują rzeczywistość taką jaka jest. Od sierpnia pracuję z Kamą Korytowską nad pogłębianiem świadomości. To jedno z bardziej inspirujących doświadczeń w ostatnim czasie - odkrywanie prawdy, która jest w nas. Gdy masz połączenie ze swoją świadomością, inspiracje płyną ze środka.
Prawie nonstop jesteś w pracy, jak radzisz sobie ze stresem?
Z natury jestem dynamiczna. Taka się urodziłam, nie mogę i nie chcę tego zmienić. Traktuję to jako dar. Od października trenuję pod okiem personalnego trenera Dawida Krakowiaka. Trening znacznie poprawia mi kondycję, rozładowuje napięcie w ciele, ale także resetuje mój umysł. Dzięki temu, gdy włączam telefon po godzinie treningu, jestem w stanie na spokojnie zamortyzować wszelkie dramaty, które wydarzyły się przez tę godzinę na świecie. Medytacja i joga pozwalają mi się wyciszyć, odetchnąć i znaleźć dystans do bieżących spraw. Polecam!
ZDJĘCIA AUTORSTWA IGI DROBISZ, WERONIKI BANG ORAZ Z ARCHIWUM MALWINY WĘDZIKOWSKIEJ
Autorka kostiumów do najbardziej znanych rozrywkowych formatów telewizyjnych, takich jak: ,,The Voice of Poland", ,,Saturday Night Live Polska", czy ,,Taniec z gwiazdami". Ekspertka od wizerunku w programie ,,Druga twarz''. To również Malwina Wędzikowska stworzyła serie uroczych kostiumów dla dziewczynki w popularnej reklamie Allegro. Odpowiedzialna za współtworzenie wizerunku m.in. Andrzeja Piasecznego, Tomasza Kammela czy Maryli Rodowicz.
Pamiętasz kiedy zaczęłaś interesować się modą?
Od najmłodszych lat byłam osobą kreatywną i kreacyjną. Gdy w liceum wpadło mi w ręce pismo ,,The Face” i zobaczyłam w nim psychodeliczną sesję pt. ,,Klinika mody” moje serce zabiło mocniej i poczułam, że blisko mi do estetyki, która przełamuje schemat, jest niepokojąca i wychodzi w przyszłość.
Co zaintrygowało cię w tych zdjęciach?
Kliniczny chłód, futurystyczna biżuteria i perwersyjna nagość. Szokujące i rewolucyjne podejście do mody.
Jak ubierałaś się jako nastolatka?
Byłam chyba najbardziej kolorową postacią na ulicy Piotrkowskiej i chodzącą reklamą znanego łódzkiego brandu fashion – ciuchlandu ,,Anilana'', istniejącego zresztą do dziś. Wyobraź sobie: żydowska pelisa, walizeczka ze srebrnymi okuciami, podkolanówki w kolorowe paski i podkoszulek amerykańskiego futbolisty o wzroście 220 cm. Kolory: fluorescencyjny żółty w kontrze ze szmaragdową zielenią. Czasami patrzę, jak uczestnicy programu ,,Druga Twarz’’ chcą nas zszokować wyglądem, a wtedy ubrana, jak opisałam wcześniej Malwina w mojej głowie tarza się ze śmiechu.
Sympatyzowałaś z jakąś subkulturą?
Z każdą jedną i ze wszystkimi po trochu.
Miałaś jakiś idoli, osoby, które chciałaś naśladować?
W tamtych czasach nie było internetu, po inspiracje można było wybrać się domowej biblioteczki, Empiku lub biblioteki ASP. Gdy trafiłam do pracowni video Konrada Kuzyszyna zafascynowałam się filmem i sztuką video. Świat Billa Violli, Mathew Barney`a, Chrisa Cunnighama, Spike`a Jonze, Bjork i jej kostiumów 3D, zrewolucjonizował moje myślenie. Na pierwszym planie stanął człowiek i jego bezbronność wobec życia i śmierci. Tych emocji trudno mi było szukać w zaszewkach i guzikach na wydziale projektowania ubioru. W pracowni video poczułam ulgę. Mogłam wejść pod stół, zakopać się w szczelinach podłogi szukając śladów życia w tym, co odrzucone, dotknąć nieznanej strony swojej tożsamości, być bezbronną, nie bać się klęski. W modzie było dla mnie zawsze za dużo pędu. W pracowni video zrozumiałam, że najważniejszy jest człowiek. Dlatego moim modowym guru jest Lee McQueen - jego twórczość jest esencją tego jak zrobić sztukę z ubrania, macerując duszę odbiorcy.
Kiedy pierwszy raz uszyłaś coś sama?
Miałam 14 lat. Na jedną z imprez techno zaprojektowałam kolekcję prostych, kusych spódniczek. Wstawiłam te rzeczy do sklepu na ul. Piotrkowskiej. Prostokątne cekiny nakleiłam na muślin. Do tego były oczywiście topy na jedno ramię odkrywające brzuszek. To były czasy techno, białych rękawiczek, gwizdków i kolczyków w pępku. Pierwszy raz wtedy zmierzyłam się z wszywaniem zamka błyskawicznego i szybko doszłam do wniosku, że nie zostanę krawcową.
W twoim domu się szyło?
Mama i babcia szyły. Miałam najpiękniejsze kostiumy na wszystkie bale przebierańców. Na przełomie lat 80-tych i 90-tych trzeba było się nieźle nakombinować, żeby wyglądać oryginalnie. Do wyboru były bazarki z tureckimi „cudami” sztuki włókienniczej albo wyprane z wdzięku i osobowości sztuki odzieży z postpeerelowskich sklepów. Szyło się, jak w większości domów w tym czasie. Moja mama jest po ASP, to po niej odziedziczyłam uwielbienie dla sztuki i odwagę do odstawania od tłumu. „Gena nie wydłubiesz”.
"Moimi mistrzami są Alexander McQueen i Eiko Ishioka (...) Dla mnie moda nie zaczęła się od Coco Chanel. Uważam, że najciekawszym okresem w historii mody był czas kiedy tworzył McQueen. Z żyjących twórców jestem pod ogromnym wrażeniem Michele Lamy i Ricka Owensa, kiedyś też Bjork i Mathew Barney`a. Par tworzących sztukę, współprzenikających się. Dla mnie to ikony power couple."
Pracując jako stylistka musisz być na bieżąco z trendami, sama jednak nie ubierasz się w zgodzie z nimi, a nawet często się z nich nabijasz.
Moda zrodziła się jako sztuka, dzisiaj poszła w stronę przemysłu. Artyzm stracił ważność na rzecz marek. Cenię indywidualizm i tych, którzy płyną pod prąd kompulsywnej konsumpcji i staram się to wyrażać własnym stylem.
Twój styl przechodzi ewolucje?
Oczywiście. Pod wpływem bodźców z zewnątrz zmieniamy się każdego dnia. Dochodzą do tego emocje, nastroje, dojrzewanie, a czasem dziecinnienie. Nic nie stoi w miejscu.
W show-biznesie można zaobserwować osoby, które lubią swoim strojem komentować np. sytuację społeczną lub polityczną podczas publicznych wyjść. Tobie też tak się zdarza?
Mój strój to moje emocje i samopoczucie danego dnia, a nie próba zwrócenia na siebie uwagi.
Jak odnajdujesz się w kreowaniu wizerunku artystów i projektowaniu na potrzeby reklam i programów telewizyjnych?
Praca przy największych formatach rozrywkowych w telewizji, czy przy kampaniach reklamowych wyzwala we mnie taką adrenalinę, jak sporty ekstremalne. To tak, jak ze skokiem ze spadochronem: pełna koncentracja, nie ma mowy o jednym fałszywym ruchu, a i tak nie wiadomo, czy wyląduję na ziemi w jednym kawałku. Od adrenaliny można się uzależnić.
Wiem, że myślisz o założeniu własnej marki, czy gdy dojdzie to do skutku, będziesz jak większość projektantów organizować pokazy z pompą?
Być może, choć dzisiaj uważam, że robienie pokazu z pompą, który owszem, zaistnieje medialnie, na portalach plotkarskich w kontekście nie tego, jaka jest kolekcja, tylko kto się zjawił i jak wyglądał na ściance, mija się z celem. Dużo dobrego dla mody zrobił internet, najbardziej demokratyczny twór na świecie. Każdy ma do niego taki sam dostęp. Robienie pokazów z pompą ma coraz mniejszy sens, wygrywa pomysłowość, w jaki przedstawia się kolekcję albo ubranie broni się samo. W pokazie Christiana Carola Poella w Amsterdamie modele bezwolnie niczym zwłoki płynęli rzeką. Ubrania Christiana są potwornie drogie, żeby kupić jego kurtkę musisz zapisać się na listę i czekać nawet rok na swoją kolej. Tę wyrafinowaną formę tortury stosują też inne marki, takie jak Louis Vuitton czy Vetements, który swego czasu limitowaną kolekcję bluz wypuścił w specjalnym hangarze, pod którym kilka dni koczowali ludzie, nie mając pewności, czy dopchają się do wieszaka z produktem. Dla mnie, rocznika ’81, stanie w kolejce po artykuły pierwszej potrzeby było codziennością, dlatego ze zdumieniem obserwuję tę ogólnoświatową histerię, podobnie jak powroty do mody z postpeerelowskich blokowisk. Jeszcze dziesięć lat temu każdy chłopak słuchający hip-hopu chciał zostać raperem, pisać teksty o prostytutkach, narkotykach i gangsterskim życiu. Dzisiaj wystarcza to, że jesteś dobrze ometkowany.
"Marketingowcy wymyślają ciągle nowe remedia na smutek i pustkę, próbując stworzyć kolejne strefy komfortu dla ludzi, tylko po to, żeby coś sprzedać (...) Mamy więcej produktów i bodźców, a przez to jeszcze bardziej zafałszowany obraz tego kim jesteśmy i co jest w życiu wartościowe."
Gdy zaczynałaś pracę w telewizji byłaś samodzielnym kostiumografem?
Tak się złożyło. Nikt nigdy nie zaproponował mi, żebym była jego asystentką. Tu wszystko przede mną.
Jak to się stało, że uczyłaś szyć w Afryce?
Zgłosiła się do mnie organizacja, która realizowała projekt w Ghanie polegający na uczeniu kobiet zawodu, aby mogły się usamodzielnić. W Afryce uczyłam kobiety szyć na maszynach na korbkę, przedstawiałam im podstawy projektowania ubioru, przekazywałam wiedzę na temat tkanin oraz kroju. Od tamtego czasu byłam tam kilka razy. Pracowałam też przy projektach niezwiązanych z modą. Jeden dotyczył ekologicznej plantacji ananasów, a drugi pasiek dla pszczelarzy.
Jesteś misjonarką!
Łatwiej się żyje ze świadomością, że robimy coś dobrego.
Myślisz, że wiele osób nadużywa powoływania się na takie wartości, jak ekologia w celach wizerunkowych?
Oczywiście. To jest przemysł, a moda go napędza. Marketingowcy wymyślają ciągle nowe remedia na smutek i pustkę, próbując stworzyć kolejne strefy komfortu dla ludzi, tylko po to, żeby coś sprzedać. W Afryce ludzie żyją dla puszki coli i telefonu Vodafone. U nas jest tak samo, tylko mamy więcej produktów i bodźców, a przez to jeszcze bardziej zafałszowany obraz tego kim jesteśmy i co jest w życiu wartościowe. W Afryce zobaczyłam to jak na dłoni.
Jako projektantka i osoba doskonale znająca się na fachu, nie potrzebujesz ściągać na siebie uwagi. Co sądzisz o tym, że ta uwaga kierowana jest często w kierunku nie do końca kompetentnych osób?
Uważam, że trzeba dać ludziom żyć. Na świecie jest tyle samo dobra, co zła. Jest w nim przestrzeń dla amatorów, rzemieślników i mistrzów. Moimi mistrzami są Alexander McQueen i Eiko Ishioka - kostiumografka, która z lekkością czerpała z historii ubioru, zamykając kostium w futurystycznej formie. Geniusz. Dla mnie moda nie zaczęła się od Coco Chanel. Uważam, że najciekawszym okresem w historii mody był czas kiedy tworzył McQueen. Z żyjących twórców obserwuję Michele Lamy i Ricka Owensa, kiedyś też Bjork i Mathew Barney`a. Par tworzących sztukę, współprzenikających się. Dla mnie to ikony power couple. I chociaż miłość tych drugich nie przetrwała, to co stworzyli wspólnie jest wieczne. Staram się chociaż raz w roku być na pokazie Owensa, bo jest w jego twórczości coś mistycznego, ocierającego się o absolut.
Masz ogromną wiedzę praktyczną i teoretyczną. Dlaczego nie wykładasz w żadnej szkole?
Jeszcze nie czas na to.
"Ubrania Christiana Carola Poella są potwornie drogie, żeby kupić jego kurtkę musisz zapisać się na listę i czekać nawet rok na swoją kolej. Tę wyrafinowaną formę tortury stosują też inne marki, takie jak Louis Vuitton czy Vetements(...) Dla mnie, rocznika ’81, stanie w kolejce po artykuły pierwszej potrzeby było codziennością, dlatego ze zdumieniem obserwuję tę ogólnoświatową histerię."
Z kim obecnie współpracujesz wizerunkowo?
Największą frajdę i satysfakcję sprawiła mi ostatnio praca z bohaterami programu „Druga twarz”. Z ludźmi, którzy ze względu na swój wygląd mieli w życiu pod górkę, a po udziale w programie wiele drzwi się przed nimi otworzyło.
Który z dotychczasowych projektów dał ci największą satysfakcję?
Zazwyczaj jest to po prostu ostatni projekt. Trudno mi wartościować moją pracę, bo do każdej podchodzę z takim samym zamiłowaniem. ,,Taniec z gwiazdami” dał mi ogromną wiedzę i doświadczenie - to jest ogromne wyzwanie. Musiałam przede wszystkim zgłębić wiedzę techniczną. Każde pióro na sukience przyklejane jest oddzielnym uderzeniem pincety, a każdy kamień naklejany ręcznie. Tworzenie mozaiki na sukience potrafi trwać tydzień, a ja mam tydzień na zrobienie dziesięciu kostiumów. Organizacja pracy musi być na najwyższym poziomie, jestem szefem kilkudziesięcioosobowego zespołu. Pracując z kolei z Tomkiem Bagińskim nad filmem dla Europejskiej Misji Kosmicznej tworzyliśmy na papierze dwie postaci przez bite trzy tygodnie.
A jak współpracuje ci się z osobami spoza świata kreacji – z brand managerami, producentami przy reklamach, którzy często narzucają swoją wizję, nie wiedząc wiele o estetyce?
Reklama nauczyła mnie pokory. Gdy spotykam się z producentem, dla którego moda jest abstrakcją, pokazuję mu, czym jest jakość,ale gdy to nie spotyka się z aprobatą klienta czy agencji, robię tak jak chcą. To relacja biznesowa - klient płaci i decyduje. Im większy budżet dostajesz, tym lepszy produkt jesteś w stanie zrobić. W przyszłości chciałabym pracować przy projektach, w których kostium jest elementem wyjściowym, rozwijającym się w postprodukcji w projekcję 3D. Rynek zaczyna powoli ruszać w tym kierunku, za sprawą dobrych domów postprodukcyjnych i klientów, którzy mają coraz więcej odwagi, by postawić na autorski pomysł.
Mówisz, że spotykasz się czasem z przejawami deprecjonowania twojego zawodu. Dlaczego twoim zdaniem niektórzy nie szanują ludzi zajmujących się modą?
To branża - jak każda ocierająca się o sztukę i twórczość - konfliktogenna. Czasem trzeba mieć grubą skórę, żeby unieść krytykę, czasem być bezkompromisowym, nie ulegać pokusie wchodzenia w towarzyskie koterie. Ale przede wszystkim trzeba szanować siebie, nie godzić się na pracę w byle jakich warunkach, za byle jakie wynagrodzenie.
Od kogo lubisz czerpać inspiracje?
Nie potrafię żyć bez sztuki, muzyki i literatury. Od liceum jestem też pod silnym wpływem filozofii - od antycznych myślicieli po egzystencjalistów. Uwielbiam słuchać mojego dziadka i innych starszych osób, doświadczonych, mądrych, spokojnych. Są pogodzeni ze sobą i przyjmują rzeczywistość taką jaka jest. Od sierpnia pracuję z Kamą Korytowską nad pogłębianiem świadomości. To jedno z bardziej inspirujących doświadczeń w ostatnim czasie - odkrywanie prawdy, która jest w nas. Gdy masz połączenie ze swoją świadomością, inspiracje płyną ze środka.
Prawie nonstop jesteś w pracy, jak radzisz sobie ze stresem?
Z natury jestem dynamiczna. Taka się urodziłam, nie mogę i nie chcę tego zmienić. Traktuję to jako dar. Od października trenuję pod okiem personalnego trenera Dawida Krakowiaka. Trening znacznie poprawia mi kondycję, rozładowuje napięcie w ciele, ale także resetuje mój umysł. Dzięki temu, gdy włączam telefon po godzinie treningu, jestem w stanie na spokojnie zamortyzować wszelkie dramaty, które wydarzyły się przez tę godzinę na świecie. Medytacja i joga pozwalają mi się wyciszyć, odetchnąć i znaleźć dystans do bieżących spraw. Polecam!
ZDJĘCIA AUTORSTWA IGI DROBISZ, WERONIKI BANG ORAZ Z ARCHIWUM MALWINY WĘDZIKOWSKIEJ