Michał Piróg – związany z telewizją choreograf i tancerz opowiedział mi o kulisach przygotowań odjechanych stylizacji do programów telewizyjnych i o słabości do belgijskich projektantów. Rozmawialiśmy też o stereotypowym podejściu do wizerunku gejów i lesbijek (geje się stroją, a lesbijki o siebie nie dbają) i o tym, z kim nie lubi rozmawiać w pracy. Michał wyznał też, że od kilku lat jest w żałobie.
W twojej pierwszej książce pojawiły się słowa: ,,od kiedy pamiętam, walczyłem o to, żeby nie być przeciętny, taki jak inni”.
Chciałem być inny, ale nie za wszelką cenę. Wiedziałem jaki jestem, jakie mam życiowe ciągoty i że interesuję się innymi rzeczami niż rówieśnicy. Stawiało mnie to po stronie mniejszości, w grupie dziwaków. Odnajdywałem się w niszowych grupach, przez co traktowano mnie jak outsidera, ale było mi z tym dobrze i stwierdziłem, że przy tym zostanę.
Czy twoja inność wyrażała się też poprzez ubiór?
Tańczyłem w teatrze i dla mnie to było realne życie. Podział tego, co nosiłem na sali treningowej i poza nią, zacierał się. Nie było różnicy, czy idąc na trening wyglądam jakbym był na scenie. Często jeśli jest ci w czymś wygodnie, przenosisz nawyk chodzenia w tym na co dzień. Z resztą gdy, jesteś zmęczony, nie zastanawiasz się nad tym specjalnie. Ja mam jeszcze taki charakter, że zauważając, że coś zwraca uwagę ludzi i mają z tym problem, tym bardziej chcę to nosić. Nigdy nie rozumiałem zwrotu: ,,nie możesz”. Nie możesz mordować, kraść i być złym człowiekiem, ale zdaje się, że ubierać możemy się tak, jak chcemy. Pierwszy tatuaż zrobiłem w wieku 16 lat, ukrywając go przed rodzicami. W `95 roku w Kielcach nie spotykało się to z aprobatą.
Zdaje się, że przyciągają cię ludzie, którzy reprezentują różne mniejszości, np. etniczne, osoby mające oryginalny wygląd, obcokrajowcy...
Nie zwróciłem na to wcześniej uwagi. W telewizji koleguję się z tymi, z którymi nie rozmawiam o pracy. Nie wyobrażam sobie, że miałbym cały czas podniecać się tym, czy ludzie mnie kochają czy nienawidzą, albo że szykuje się nowy projekt. Faktycznie, mam więcej znajomych, którzy są obcokrajowcami albo mieszkali za granicą. Wydaje mi się, że to wynika z pewnego rodzaju energii doświadczenia, rozumienia się bez słów, które mamy ze względu na historie naszego życia. Lubię ludzi, którzy mają zdrowy dystans do wszystkiego, cieszą się tym, co mają i myślą sami z siebie, a nie z obowiązku i myślą to, co myślą, a nie to, co powinni. W telewizji funkcjonuje powiedzenie: ,,bycie najmniejszą kurwą w stadzie kurew powoduje, że jesteś złotym człowiekiem”. Niestety w programach, przy których pracowałem, wśród uczestników czasem ciężko było spotkać kogoś, kto pomijając sytuację, w której się znalazł, po prostu miał swoje życie i jeszcze inne marzenia i zainteresowania. Gdy pojawiał się ktoś normalny i ambitny i był wyjątkiem w grupie, bywał dla mnie zbawieniem.
W jaki sposób traktujesz modę na co dzień?
Najważniejsza jest pogoda, to czy chce mi się ubierać, czy może jestem spóźniony. Mam takie podejście do mody, że trochę go nie mam. Obecnie najczęściej zakładam rzeczy, które są pod ręką. Gdy idę na siłownię albo do sklepu to, co mam na sobie nie jest istotne. Miałem kiedyś moment, w którym nosiłem eleganckie koszule i muszki, a wcześniej, gdy tańczyłem wszystko musiało być luźne i wygodne. Później zacząłem się bawić – im bardziej coś pochrzanionego i dziwnego, tym fajniej. Wymyśliłem, że w programach będę korelować z tym, co dzieje się na scenie poprzez kostium. To była forma zabawy. Telewizja jest przebieranką w mniejszym lub większym stopniu. Nie jestem politykiem, więc nie przebieram się w garnitur. Wywodzę się z tańca. Im bardziej teatralnie i dziwnie, tym lepiej. Makijaż, peruka, spódnica, buty na obcasie, nagość – wszystko przechodzi w teatrze tańca. Uważam, że moda może być bardzo fajna, dopóki nie chcemy nią podkreślać jacy jesteśmy fajni albo bogaci. Kiedy nie jest przyczyną, że cały czas nam stoi. Nie chodzę na 90% imprez branżowych, gdzie ze względu na charakter wydarzenia, trzeba się dostosować do dress codu. Gdy nie mam nastroju, wolę zostać w domu niż się szykować, ale gdy mam ochotę na imprezę, założę nawet żyrandol na głowę. Uwielbiam też wyglądać źle, nosić brudne rzeczy, wyglądające na znoszone, gdy taki mam nastrój. Jestem facetem, nie chce mi się za bardzo przejmować wyglądem. Śmieję się, że gdybym był kobietą, byłbym odpowiednikiem Heleny Bonham Carter. Uważam, że damska moda jest niesamowita, a kobiety w historii nosiły mnóstwo cudownych rzeczy – np. krynoliny. Na ich miejscu traktowałbym życie jak teatr. To byłaby świetna zabawa.
"Telewizja jest przebieranką. Nie jestem politykiem, więc nie przebieram się w garnitur. Wywodzę się z tańca. Im bardziej teatralnie i dziwnie, tym lepiej. Makijaż, peruka, spódnica, buty na obcasie, nagość – wszystko przechodzi w teatrze tańca. Uważam, że moda może być bardzo fajna, dopóki nie chcemy nią podkreślać jacy jesteśmy fajni albo bogaci. Kiedy nie jest przyczyną, że cały czas nam stoi."
Jak ci się chodziło w tych koszulach i muszkach i dlaczego z tego zrezygnowałeś?
Wydawało mi się to zabawne. Miałem jazdę na płaszcze, kamizelki, spodnie w kant. Fajna sprawa, ale to wszystko musi być wyprasowane, co wymaga dużego wysiłku, a mnie na co dzień nie chce się o to dbać. Czasem ulegam trendom, a później złoszczę się podsumowując, ile wydałem na ciuchy jakiegoś modnego projektanta.
Na punkcie jakich projektantów dostawałeś fioła?
Uwielbiam Vivienne Westwood za to, że na wszystko ma wywalone, a największą obsesję miałem chyba na punkcie Ricka Owensa. Można się wkręcić w jego modę, gdy jest się wysokim, ale w moim przypadku, te ubrania powodowały, że miałem metr dziesięć. Uwielbiam też Ann DeMeulemeester i Cedrica Charliera.
Gdzie najczęściej kupujesz ubrania?
Większość rzeczy kupuję za granicą. Wkręciłem się w belgijsko-holenderską modę. Uwielbiam Driesa Van Notena, bo to co robi jest bardzo ładnie uszyte. Podobają mi się proste, geometryczne formy, ciekawe materiały i rozwiązania. Niby eleganckie, ale niebanalne. Są to po prostu ładne rzeczy i to mnie w modzie urzeka. Mam też trochę naturę sroki. Uwielbiam biżuterię, zwłaszcza gdy się błyszczy i jest duża. Posiadam jej sporo, ale rzadko chce mi się ją zakładać. Podchodzę do mody trochę cyrkowo, ale są pewne rzeczy, które cenię ponad wszystko, jak np. klasyczne spodnie od Vivienne Westwood. Mam je chyba w dziewięciu kolorach. Są bardzo wygodne i uwielbiam ich krój. Mam też słabość do kapeluszy i okularów. Za każdym razem wydaje mi się, że muszę mieć następne, a później odkrywam, że mam w domu prawie identyczne, ale zawsze znajdę detal, którym się różnią.
Jak przygotowywane są twoje stylizacje do programów, przy których pracujesz?
Współpraca polegająca na tym, że stylista mówi mi, co mam ubrać, nie przejdzie w moim przypadku. Przeciągnięcie mnie na swoją stronę jest bardzo trudne. Nie przebiorę się, co może wydawać się zaskakujące. Pracując z Malwiną Wędzikowską przy ,,Top model”, zacząłem jej opowiadać, co mnie interesuje, jaki kierunek chciałbym obrać, a ona później realizowała moją wizję, wyszukując lub szyjąc te rzeczy.
"Jakaś ikona stylu powiedziała kiedyś, że jeśli nie czujesz się wygodnie w ubraniu, to znaczy, że nie jest to modne ubranie. To najwieksza głupota! Ja bym powiedział inaczej: jeżeli jesteś ubrany tak, że jest ci wygodnie, a przy okazji jest to modne, to świetnie. Ale jeśli jesteś ubrany modnie, a jest ci niewygodnie, to jesteś kretynem."
Czego na pewno byś na siebie nie założył?
Czegoś, czego nie czuję. Jeśli będę miał ochotę, założę nawet barokową suknię. Gdy stwierdzę, że udźwignę dany ciuch i jest w zgodzie ze mną, nie ma problemu. W ,,Top model" mając zdjęcia zaplanowane na 60 dni w przód, ustalaliśmy wcześniej stylizacje, bo później nie byłoby czasu. Kiedy na przymiarkach mówię: ,,no nie wiem”, od razu wiadomo, że na pewno tego nie założę. Przeszkadza mi np. szef albo nogawka nie jest na odpowiedniej wysokości. Chodzi o proste rzeczy, bo w przeciwieństwie do tych, którzy tworzą modę, uważam, że moda ma nam służyć. Jakaś ikona stylu powiedziała kiedyś, że jeśli nie czujesz się wygodnie w ubraniu, to znaczy, że nie jest to modne ubranie. To najwieksza głupota! Ja bym powiedział inaczej: jeżeli jesteś ubrany tak, że jest ci wygodnie, a przy okazji jest to modne, to świetnie. Ale jeśli jesteś ubrany modnie, a jest ci niewygodnie, to jesteś kretynem. Chyba, że jesteś modelem lub modelką i ci za to płacą.
W ,,Top Model” zdarzało ci się nosić np. koturny. Było ci w nich wygodnie?
To był dowcip na temat wielkiej mody, który zrobiliśmy sobie z Malwiną Wędzikowską. Gdy trafiłem do programu ,,Top Model”, co chwilę słyszałem, że najważniejsze jest to, w co jesteś ubrany. Pomyślałem, że to nie jest do końca mój świat. Rozumiem, że dla artystów wizerunek może być ważny, ale poza tym światem, moda nie jest aż taka istotna. Oczywiście z wyjątkiem projektantów. Dla modeli to po prostu forma pracy. Postanowiłem zrobić sobie żart – mimo że jestem małym knypem, chciałem być na wysokości modelek. W modzie pojawiły się wtedy ,,sylwetki” dla wysokich mężczyzn, których nie mogłem nosić, więc musiałem dodać sobie jakoś centymetrów, skoro moda i trendy są tak ważne. Szczudła, buty, bez różnicy. Strasznie te koturny niewygodne, zwłaszcza gdy cały dzień musisz w nich chodzić. Chociaż to jeszcze nic, w porównaniu z tym, że po całym dniu trzeba je zdjąć. Czułem, że rozsypują mi się stopy, jakbym przez 50 lat tańczył flamenco, ale fajnym doświadczeniem była perspektywa patrzenia na świat z góry.
Gdzie szukasz modowych inspiracji?
Lubię odkrywać młodych artystów. Często odwiedzam pracownie teatralne i artystyczne, uwielbiam grzebać. Myślę projektowo, nie tylko w przypadku mody. Czasem kupuję rzeczy, które nie są dla mnie, ale są unikatowe i niecodzienne. Nie wiem, czy kiedykolwiek wrócę do teatru, ale przymierzam się do projektu audiowizualnego, a w tym świecie nie ma granic, wszystko może się przydać. Myślę o tym, co będę mógł wykorzystać do różnych, dziwnych projektów. Próbuję bawić się modą, chociaż ostatnio mniej mnie to interesuje.
Przywiązujesz się do rzeczy?
Kupuję rzeczy, w których jest mi ładnie i które są ładnymi przedmiotami, ale gdy kompletnie ich nie czuję, w końcu je komuś oddaję. Niektóre są jednak tak przerysowane, że nie dają mi spokoju i zostają w głowie. Są zabawne w swojej formie albo pokręcone, dlatego chcę je posiadać.
Wierzysz w amulety, przedmioty przynoszące szczęście?
Nie. Noszę niektóre rzeczy z przyzwyczajenia, tak jak Gwiazdę Dawida, bo uważam, że jest bardzo ładna. Nie przywiązuje się do gadżetów, poza słuchawkami, bo nienawidzę słuchać komentarzy ludzi na ulicy.
"Gdy trafiłem do programu ,,Top Model”, co chwilę słyszałem, że najważniejsze jest to, w co jesteś ubrany. Pomyślałem, że to nie jest do końca mój świat (...) Postanowiłem zrobić sobie żart – mimo że jestem małym knypem, chciałem być na wysokości modelek. W modzie pojawiły się wtedy ,,sylwetki” dla wysokich mężczyzn, których nie mogłem nosić, więc musiałem dodać sobie jakoś centymetrów, skoro moda i trendy są tak ważne. Szczudła, buty, bez różnicy. Strasznie te koturny niewygodne, zwłaszcza gdy cały dzień musisz w nich chodzić. Chociaż to jeszcze nic, w porównaniu z tym, że po całym dniu trzeba je zdjąć. Czułem, że rozsypują mi się stopy, jakbym przez 50 lat tańczył flamenco."
Czy poprzez modę masz czasem chęć komentowania pewnych zjawisk? Mam na myśli np. strój, który nawiązywał do żałoby po katastrofie smoleńskiej, co można było odebrać jako kampowy komentarz do tej groteskowej sytuacji.
Moda może być ważna w naszym życiu, jeżeli nadamy jej znaczenie. To fajny nośnik informacji. Możemy stwarzać poprzez nią pozory, budować postać, oszukiwać. To język, którym można porozumiewać się międzynarodowo. W teatrze, gdy spieprzy się kostiumy, niszczy się charakter bohaterów. Jeżeli chodzi o żałobę po katastrofie smoleńskiej, przedłużano ją ciągle, wprowadzając kolejne zakazy. Zaraz po niej odbywała się wielka impreza muzyczna, więc postanowiłem nawiązać do tej żałoby i ubrałem się na czarno. Założyłem woalkę, frak, koszulę z krzyżem z róż i toczek. Do tego miałem kaczy kuper, a pod spodem pasek z nabojami. Wszystko było bardzo znaczące, a zarazem totalnie przegięte. To był początek zakazu wolności moralnej w Polsce, wtedy jeszcze nieusankcjonowany, a zarazem czas, kiedy zaczęto tworzyć obozy dobrych i złych. Rozpoczynał się wtedy proces naganiania jednych na drugich, który trwa do dzisiaj. Byłem świadkiem przejawów agresji na Krakowskim Przedmieściu – ludzie, którzy szli się modlić, wyganiali się z knajpy naprzeciwko Pałacu Prezydenckiego, używając argumentów, że ktoś jest Arabem lub Żydem. Właściwie nadal jestem w żałobie. Nosiłbym ją do dziś, ale to były strasznie niewygodne ubrania.
Nawiązałam do kampu. Badacze orzekli, że ,,kamp to własność gejów”. Istnieje przeświadczenie, że geje zwracają więcej uwagi na modę niż mężczyźni hetero, w przypadku kobiet-lesbijek nie myśli się w ten sposób. One w powszechnej świadomości nie funkcjonują jako grupa szczególnie przywiązująca uwagę do wyglądu.
To stereotyp. Znam lesbijki, które są niesamowicie zadbanymi kobietami, emanującymi wielkim seksapilem. Lesbijki po prostu nie wybudowały sobie sceny, tak jak geje. Wydaje mi się, że fajniej jest przerysować kobietę na ciało męskie. To jest bardzo teatralne, zwłaszcza, że zazwyczaj zabierają się za to faceci, którzy są bardzo męscy, wysocy, świetnie umięśnieni. Oni przeważnie funkcjonują w głównym nurcie gejowskiej sceny rozrywkowej i w tym tkwi cała zabawa i urok. W przypadku dziewczyn mogłoby być trudniej. Lesbijki nie miały prawdopodobnie inspiracji, a może udawanie facetów jest po prostu nudne. Chociaż w latach 20-tych i 30-tych, w momencie emancypacji kobiet, funkcjonowały przecież chłopczyce. Nosiły włosy na brylantynę, garnitury, krawaty. To było świetne. Niemiecki kabaret był bardzo zmaskulinizowany przez kobiety, ale wydaje mi się, że to jest mniej zabawne, bo kobiety mają mniejszy wachlarz możliwości. Facet, który wchodzi w świat drag queen ma niekończące się możliwości ekspresji, co może być dla niektórych zabawne, ale sam nie jestem tego zagorzałym fanem. Niesamowici pod względem estetycznym są dla mnie za to faceci tańczący na szpilkach. To dziedzina sztuki, która mnie fascynuje.
Masz swoje ulubione gejowskie ikony?
Jeżeli coś ma sens, to dla mnie bez różnicy, czy jest to scena gejowska, feministyczna, czy jeszcze inna. Nie rozgraniczam tego. Nie lubię wyłącznie upolitycznionych, propagandowych rzeczy, bo to nigdy nie wpływa na otwieranie umysłów, raczej je zamyka. Lubię ludzi, którzy się zmieniają. Jestem fanem Grace Jones i uwielbiam Bjork za to, że we wszystkim jest taka, jaka chce. Kocham ludzi, którzy szukają nowych form, lubię obserwować rozwój. Bardzo szanuję osoby, które są zawsze nienaganne i wierne swojemu stylowi, ale to nie mój świat. Należę do osób, u których pogoda i miejsce na świecie determinuje to, kim są dzisiaj.
Co sądzisz o programach, w których dowodzi się, że przez poprawę wyglądu można zmienić swoje życie na lepsze?
Zależy, czy chcemy poprawić życie, czy pokazać światu, jakie ono jest fajne. Jeżeli to drugie, to owszem – w poszczególnych przypadkach może się zdarzyć, że poprzez pryzmat, przez który będą nas odbierali inni, uwierzymy w siebie. Jeśli mamy z tym problem, to może dodać nam pewności, ale jeżeli ma to maskować nasze nieszczęście, nic to nie zmieni.
Czy miałeś kiedykolwiek potrzebę przynależenia do jakiejś grupy, subkultury?
Nie powstała taka grupa, do której chciałbym przynależeć. Zawsze zachowuję niepodległość, nawet jeśli jakaś grupa mnie zafascynuje. Nie jestem w stanie mentalnie stać się jej częścią, bo chociaż cel możemy mieć wspólny, charaktery mamy inne.
ZDJĘCIA: KRZYSZTOF ADAMEK
Michał Piróg – związany z telewizją choreograf i tancerz opowiedział mi o kulisach przygotowań odjechanych stylizacji do programów telewizyjnych i o słabości do belgijskich projektantów. Rozmawialiśmy też o stereotypowym podejściu do wizerunku gejów i lesbijek (geje się stroją, a lesbijki o siebie nie dbają) i o tym, z kim nie lubi rozmawiać w pracy. Michał wyznał też, że od kilku lat jest w żałobie.
W twojej pierwszej książce pojawiły się słowa: ,,od kiedy pamiętam, walczyłem o to, żeby nie być przeciętny, taki jak inni”.
Chciałem być inny, ale nie za wszelką cenę. Wiedziałem jaki jestem, jakie mam życiowe ciągoty i że interesuję się innymi rzeczami niż rówieśnicy. Stawiało mnie to po stronie mniejszości, w grupie dziwaków. Odnajdywałem się w niszowych grupach, przez co traktowano mnie jak outsidera, ale było mi z tym dobrze i stwierdziłem, że przy tym zostanę.
Czy twoja inność wyrażała się też poprzez ubiór?
Tańczyłem w teatrze i dla mnie to było realne życie. Podział tego, co nosiłem na sali treningowej i poza nią, zacierał się. Nie było różnicy, czy idąc na trening wyglądam jakbym był na scenie. Często jeśli jest ci w czymś wygodnie, przenosisz nawyk chodzenia w tym na co dzień. Z resztą gdy, jesteś zmęczony, nie zastanawiasz się nad tym specjalnie. Ja mam jeszcze taki charakter, że zauważając, że coś zwraca uwagę ludzi i mają z tym problem, tym bardziej chcę to nosić. Nigdy nie rozumiałem zwrotu: ,,nie możesz”. Nie możesz mordować, kraść i być złym człowiekiem, ale zdaje się, że ubierać możemy się tak, jak chcemy. Pierwszy tatuaż zrobiłem w wieku 16 lat, ukrywając go przed rodzicami. W `95 roku w Kielcach nie spotykało się to z aprobatą.
Zdaje się, że przyciągają cię ludzie, którzy reprezentują różne mniejszości, np. etniczne, osoby mające oryginalny wygląd, obcokrajowcy...
Nie zwróciłem na to wcześniej uwagi. W telewizji koleguję się z tymi, z którymi nie rozmawiam o pracy. Nie wyobrażam sobie, że miałbym cały czas podniecać się tym, czy ludzie mnie kochają czy nienawidzą, albo że szykuje się nowy projekt. Faktycznie, mam więcej znajomych, którzy są obcokrajowcami albo mieszkali za granicą. Wydaje mi się, że to wynika z pewnego rodzaju energii doświadczenia, rozumienia się bez słów, które mamy ze względu na historie naszego życia. Lubię ludzi, którzy mają zdrowy dystans do wszystkiego, cieszą się tym, co mają i myślą sami z siebie, a nie z obowiązku i myślą to, co myślą, a nie to, co powinni. W telewizji funkcjonuje powiedzenie: ,,bycie najmniejszą kurwą w stadzie kurew powoduje, że jesteś złotym człowiekiem”. Niestety w programach, przy których pracowałem, wśród uczestników czasem ciężko było spotkać kogoś, kto pomijając sytuację, w której się znalazł, po prostu miał swoje życie i jeszcze inne marzenia i zainteresowania. Gdy pojawiał się ktoś normalny i ambitny i był wyjątkiem w grupie, bywał dla mnie zbawieniem.
W jaki sposób traktujesz modę na co dzień?
Najważniejsza jest pogoda, to czy chce mi się ubierać, czy może jestem spóźniony. Mam takie podejście do mody, że trochę go nie mam. Obecnie najczęściej zakładam rzeczy, które są pod ręką. Gdy idę na siłownię albo do sklepu to, co mam na sobie nie jest istotne. Miałem kiedyś moment, w którym nosiłem eleganckie koszule i muszki, a wcześniej, gdy tańczyłem wszystko musiało być luźne i wygodne. Później zacząłem się bawić – im bardziej coś pochrzanionego i dziwnego, tym fajniej. Wymyśliłem, że w programach będę korelować z tym, co dzieje się na scenie poprzez kostium. To była forma zabawy. Telewizja jest przebieranką w mniejszym lub większym stopniu. Nie jestem politykiem, więc nie przebieram się w garnitur. Wywodzę się z tańca. Im bardziej teatralnie i dziwnie, tym lepiej. Makijaż, peruka, spódnica, buty na obcasie, nagość – wszystko przechodzi w teatrze tańca. Uważam, że moda może być bardzo fajna, dopóki nie chcemy nią podkreślać jacy jesteśmy fajni albo bogaci. Kiedy nie jest przyczyną, że cały czas nam stoi. Nie chodzę na 90% imprez branżowych, gdzie ze względu na charakter wydarzenia, trzeba się dostosować do dress codu. Gdy nie mam nastroju, wolę zostać w domu niż się szykować, ale gdy mam ochotę na imprezę, założę nawet żyrandol na głowę. Uwielbiam też wyglądać źle, nosić brudne rzeczy, wyglądające na znoszone, gdy taki mam nastrój. Jestem facetem, nie chce mi się za bardzo przejmować wyglądem. Śmieję się, że gdybym był kobietą, byłbym odpowiednikiem Heleny Bonham Carter. Uważam, że damska moda jest niesamowita, a kobiety w historii nosiły mnóstwo cudownych rzeczy – np. krynoliny. Na ich miejscu traktowałbym życie jak teatr. To byłaby świetna zabawa.
"Telewizja jest przebieranką. Nie jestem politykiem, więc nie przebieram się w garnitur. Wywodzę się z tańca. Im bardziej teatralnie i dziwnie, tym lepiej. Makijaż, peruka, spódnica, buty na obcasie, nagość – wszystko przechodzi w teatrze tańca. Uważam, że moda może być bardzo fajna, dopóki nie chcemy nią podkreślać jacy jesteśmy fajni albo bogaci. Kiedy nie jest przyczyną, że cały czas nam stoi."
Jak ci się chodziło w tych koszulach i muszkach i dlaczego z tego zrezygnowałeś?
Wydawało mi się to zabawne. Miałem jazdę na płaszcze, kamizelki, spodnie w kant. Fajna sprawa, ale to wszystko musi być wyprasowane, co wymaga dużego wysiłku, a mnie na co dzień nie chce się o to dbać. Czasem ulegam trendom, a później złoszczę się podsumowując, ile wydałem na ciuchy jakiegoś modnego projektanta.
Na punkcie jakich projektantów dostawałeś fioła?
Uwielbiam Vivienne Westwood za to, że na wszystko ma wywalone, a największą obsesję miałem chyba na punkcie Ricka Owensa. Można się wkręcić w jego modę, gdy jest się wysokim, ale w moim przypadku, te ubrania powodowały, że miałem metr dziesięć. Uwielbiam też Ann DeMeulemeester i Cedrica Charliera.
Gdzie najczęściej kupujesz ubrania?
Większość rzeczy kupuję za granicą. Wkręciłem się w belgijsko-holenderską modę. Uwielbiam Driesa Van Notena, bo to co robi jest bardzo ładnie uszyte. Podobają mi się proste, geometryczne formy, ciekawe materiały i rozwiązania. Niby eleganckie, ale niebanalne. Są to po prostu ładne rzeczy i to mnie w modzie urzeka. Mam też trochę naturę sroki. Uwielbiam biżuterię, zwłaszcza gdy się błyszczy i jest duża. Posiadam jej sporo, ale rzadko chce mi się ją zakładać. Podchodzę do mody trochę cyrkowo, ale są pewne rzeczy, które cenię ponad wszystko, jak np. klasyczne spodnie od Vivienne Westwood. Mam je chyba w dziewięciu kolorach. Są bardzo wygodne i uwielbiam ich krój. Mam też słabość do kapeluszy i okularów. Za każdym razem wydaje mi się, że muszę mieć następne, a później odkrywam, że mam w domu prawie identyczne, ale zawsze znajdę detal, którym się różnią.
Jak przygotowywane są twoje stylizacje do programów, przy których pracujesz?
Współpraca polegająca na tym, że stylista mówi mi, co mam ubrać, nie przejdzie w moim przypadku. Przeciągnięcie mnie na swoją stronę jest bardzo trudne. Nie przebiorę się, co może wydawać się zaskakujące. Pracując z Malwiną Wędzikowską przy ,,Top model”, zacząłem jej opowiadać, co mnie interesuje, jaki kierunek chciałbym obrać, a ona później realizowała moją wizję, wyszukując lub szyjąc te rzeczy.
"Jakaś ikona stylu powiedziała kiedyś, że jeśli nie czujesz się wygodnie w ubraniu, to znaczy, że nie jest to modne ubranie. To najwieksza głupota! Ja bym powiedział inaczej: jeżeli jesteś ubrany tak, że jest ci wygodnie, a przy okazji jest to modne, to świetnie. Ale jeśli jesteś ubrany modnie, a jest ci niewygodnie, to jesteś kretynem."
Czego na pewno byś na siebie nie założył?
Czegoś, czego nie czuję. Jeśli będę miał ochotę, założę nawet barokową suknię. Gdy stwierdzę, że udźwignę dany ciuch i jest w zgodzie ze mną, nie ma problemu. W ,,Top model" mając zdjęcia zaplanowane na 60 dni w przód, ustalaliśmy wcześniej stylizacje, bo później nie byłoby czasu. Kiedy na przymiarkach mówię: ,,no nie wiem”, od razu wiadomo, że na pewno tego nie założę. Przeszkadza mi np. szef albo nogawka nie jest na odpowiedniej wysokości. Chodzi o proste rzeczy, bo w przeciwieństwie do tych, którzy tworzą modę, uważam, że moda ma nam służyć. Jakaś ikona stylu powiedziała kiedyś, że jeśli nie czujesz się wygodnie w ubraniu, to znaczy, że nie jest to modne ubranie. To najwieksza głupota! Ja bym powiedział inaczej: jeżeli jesteś ubrany tak, że jest ci wygodnie, a przy okazji jest to modne, to świetnie. Ale jeśli jesteś ubrany modnie, a jest ci niewygodnie, to jesteś kretynem. Chyba, że jesteś modelem lub modelką i ci za to płacą.
W ,,Top Model” zdarzało ci się nosić np. koturny. Było ci w nich wygodnie?
To był dowcip na temat wielkiej mody, który zrobiliśmy sobie z Malwiną Wędzikowską. Gdy trafiłem do programu ,,Top Model”, co chwilę słyszałem, że najważniejsze jest to, w co jesteś ubrany. Pomyślałem, że to nie jest do końca mój świat. Rozumiem, że dla artystów wizerunek może być ważny, ale poza tym światem, moda nie jest aż taka istotna. Oczywiście z wyjątkiem projektantów. Dla modeli to po prostu forma pracy. Postanowiłem zrobić sobie żart – mimo że jestem małym knypem, chciałem być na wysokości modelek. W modzie pojawiły się wtedy ,,sylwetki” dla wysokich mężczyzn, których nie mogłem nosić, więc musiałem dodać sobie jakoś centymetrów, skoro moda i trendy są tak ważne. Szczudła, buty, bez różnicy. Strasznie te koturny niewygodne, zwłaszcza gdy cały dzień musisz w nich chodzić. Chociaż to jeszcze nic, w porównaniu z tym, że po całym dniu trzeba je zdjąć. Czułem, że rozsypują mi się stopy, jakbym przez 50 lat tańczył flamenco, ale fajnym doświadczeniem była perspektywa patrzenia na świat z góry.
Gdzie szukasz modowych inspiracji?
Lubię odkrywać młodych artystów. Często odwiedzam pracownie teatralne i artystyczne, uwielbiam grzebać. Myślę projektowo, nie tylko w przypadku mody. Czasem kupuję rzeczy, które nie są dla mnie, ale są unikatowe i niecodzienne. Nie wiem, czy kiedykolwiek wrócę do teatru, ale przymierzam się do projektu audiowizualnego, a w tym świecie nie ma granic, wszystko może się przydać. Myślę o tym, co będę mógł wykorzystać do różnych, dziwnych projektów. Próbuję bawić się modą, chociaż ostatnio mniej mnie to interesuje.
Przywiązujesz się do rzeczy?
Kupuję rzeczy, w których jest mi ładnie i które są ładnymi przedmiotami, ale gdy kompletnie ich nie czuję, w końcu je komuś oddaję. Niektóre są jednak tak przerysowane, że nie dają mi spokoju i zostają w głowie. Są zabawne w swojej formie albo pokręcone, dlatego chcę je posiadać.
Wierzysz w amulety, przedmioty przynoszące szczęście?
Nie. Noszę niektóre rzeczy z przyzwyczajenia, tak jak Gwiazdę Dawida, bo uważam, że jest bardzo ładna. Nie przywiązuje się do gadżetów, poza słuchawkami, bo nienawidzę słuchać komentarzy ludzi na ulicy.
"Gdy trafiłem do programu ,,Top Model”, co chwilę słyszałem, że najważniejsze jest to, w co jesteś ubrany. Pomyślałem, że to nie jest do końca mój świat (...) Postanowiłem zrobić sobie żart – mimo że jestem małym knypem, chciałem być na wysokości modelek. W modzie pojawiły się wtedy ,,sylwetki” dla wysokich mężczyzn, których nie mogłem nosić, więc musiałem dodać sobie jakoś centymetrów, skoro moda i trendy są tak ważne. Szczudła, buty, bez różnicy. Strasznie te koturny niewygodne, zwłaszcza gdy cały dzień musisz w nich chodzić. Chociaż to jeszcze nic, w porównaniu z tym, że po całym dniu trzeba je zdjąć. Czułem, że rozsypują mi się stopy, jakbym przez 50 lat tańczył flamenco."
Czy poprzez modę masz czasem chęć komentowania pewnych zjawisk? Mam na myśli np. strój, który nawiązywał do żałoby po katastrofie smoleńskiej, co można było odebrać jako kampowy komentarz do tej groteskowej sytuacji.
Moda może być ważna w naszym życiu, jeżeli nadamy jej znaczenie. To fajny nośnik informacji. Możemy stwarzać poprzez nią pozory, budować postać, oszukiwać. To język, którym można porozumiewać się międzynarodowo. W teatrze, gdy spieprzy się kostiumy, niszczy się charakter bohaterów. Jeżeli chodzi o żałobę po katastrofie smoleńskiej, przedłużano ją ciągle, wprowadzając kolejne zakazy. Zaraz po niej odbywała się wielka impreza muzyczna, więc postanowiłem nawiązać do tej żałoby i ubrałem się na czarno. Założyłem woalkę, frak, koszulę z krzyżem z róż i toczek. Do tego miałem kaczy kuper, a pod spodem pasek z nabojami. Wszystko było bardzo znaczące, a zarazem totalnie przegięte. To był początek zakazu wolności moralnej w Polsce, wtedy jeszcze nieusankcjonowany, a zarazem czas, kiedy zaczęto tworzyć obozy dobrych i złych. Rozpoczynał się wtedy proces naganiania jednych na drugich, który trwa do dzisiaj. Byłem świadkiem przejawów agresji na Krakowskim Przedmieściu – ludzie, którzy szli się modlić, wyganiali się z knajpy naprzeciwko Pałacu Prezydenckiego, używając argumentów, że ktoś jest Arabem lub Żydem. Właściwie nadal jestem w żałobie. Nosiłbym ją do dziś, ale to były strasznie niewygodne ubrania.
Nawiązałam do kampu. Badacze orzekli, że ,,kamp to własność gejów”. Istnieje przeświadczenie, że geje zwracają więcej uwagi na modę niż mężczyźni hetero, w przypadku kobiet-lesbijek nie myśli się w ten sposób. One w powszechnej świadomości nie funkcjonują jako grupa szczególnie przywiązująca uwagę do wyglądu.
To stereotyp. Znam lesbijki, które są niesamowicie zadbanymi kobietami, emanującymi wielkim seksapilem. Lesbijki po prostu nie wybudowały sobie sceny, tak jak geje. Wydaje mi się, że fajniej jest przerysować kobietę na ciało męskie. To jest bardzo teatralne, zwłaszcza, że zazwyczaj zabierają się za to faceci, którzy są bardzo męscy, wysocy, świetnie umięśnieni. Oni przeważnie funkcjonują w głównym nurcie gejowskiej sceny rozrywkowej i w tym tkwi cała zabawa i urok. W przypadku dziewczyn mogłoby być trudniej. Lesbijki nie miały prawdopodobnie inspiracji, a może udawanie facetów jest po prostu nudne. Chociaż w latach 20-tych i 30-tych, w momencie emancypacji kobiet, funkcjonowały przecież chłopczyce. Nosiły włosy na brylantynę, garnitury, krawaty. To było świetne. Niemiecki kabaret był bardzo zmaskulinizowany przez kobiety, ale wydaje mi się, że to jest mniej zabawne, bo kobiety mają mniejszy wachlarz możliwości. Facet, który wchodzi w świat drag queen ma niekończące się możliwości ekspresji, co może być dla niektórych zabawne, ale sam nie jestem tego zagorzałym fanem. Niesamowici pod względem estetycznym są dla mnie za to faceci tańczący na szpilkach. To dziedzina sztuki, która mnie fascynuje.
Masz swoje ulubione gejowskie ikony?
Jeżeli coś ma sens, to dla mnie bez różnicy, czy jest to scena gejowska, feministyczna, czy jeszcze inna. Nie rozgraniczam tego. Nie lubię wyłącznie upolitycznionych, propagandowych rzeczy, bo to nigdy nie wpływa na otwieranie umysłów, raczej je zamyka. Lubię ludzi, którzy się zmieniają. Jestem fanem Grace Jones i uwielbiam Bjork za to, że we wszystkim jest taka, jaka chce. Kocham ludzi, którzy szukają nowych form, lubię obserwować rozwój. Bardzo szanuję osoby, które są zawsze nienaganne i wierne swojemu stylowi, ale to nie mój świat. Należę do osób, u których pogoda i miejsce na świecie determinuje to, kim są dzisiaj.
Co sądzisz o programach, w których dowodzi się, że przez poprawę wyglądu można zmienić swoje życie na lepsze?
Zależy, czy chcemy poprawić życie, czy pokazać światu, jakie ono jest fajne. Jeżeli to drugie, to owszem – w poszczególnych przypadkach może się zdarzyć, że poprzez pryzmat, przez który będą nas odbierali inni, uwierzymy w siebie. Jeśli mamy z tym problem, to może dodać nam pewności, ale jeżeli ma to maskować nasze nieszczęście, nic to nie zmieni.
Czy miałeś kiedykolwiek potrzebę przynależenia do jakiejś grupy, subkultury?
Nie powstała taka grupa, do której chciałbym przynależeć. Zawsze zachowuję niepodległość, nawet jeśli jakaś grupa mnie zafascynuje. Nie jestem w stanie mentalnie stać się jej częścią, bo chociaż cel możemy mieć wspólny, charaktery mamy inne.
ZDJĘCIA: KRZYSZTOF ADAMEK