Autor muzyki i tekstów, lider zespołu Voo Voo, zaskoczył mnie znajomością bieżących kolekcji światowych domów mody, projektantów stojących na ich czele, a nawet wiedzą na temat analizy kolorystycznej! Zapraszam na wywiad z Wojtkiem Waglewskim, przede wszystkim o związkach muzyki i mody, a także o zasadach, które według muzyka powinien respektować każdy. W materiale wykorzystano zdjęcia z najnowszej kampanii marki Bytom, której twarzami zostali Wojtek Waglewski wraz z synami, Fiszem i Emade.
Róża Augustyniak: Jesteś z wykształcenia socjologiem – ta nauka zajmuje się również modą. Georg Simmel, niemiecki socjolog pisał o tym, że moda zaspokaja m.in. potrzebę indywidualizmu. To dla Ciebie istotna kwestia?
Wojtek Waglewski: Indywidualizm jest dla mnie bardzo ważny. Ubrania mogą być dziełami sztuki – wybitni krawcy wykorzystują świetne materiały i doskonale je kroją. Dobrze, gdy ubranie współgra z osobą, która je nosi. Niestety obserwuję nagminnie przypadki, kiedy to się kompletnie nie zgadza. Moda jest fajna pod warunkiem, że idzie w parze ze świadomością. Zawód, który uprawiam jest bardzo związany z modą. Najwięcej rewolucji modowych od lat 60-tych, dokonało się w związku z muzyką rock`n`rollową. Hedi Slimane pracując u Saint Laurenta kompletnie wywrócił myślenie o salonowej modzie i sprawił, że pojawiła się na ulicach, bo szybko skopiował to H&M. Wielcy krawcy lubią, kiedy ich moda wchodzi pod strzechy, chociaż jakość jest nie do podrobienia. Slimane wyposażył w świetne ubrania muzyków różnych generacji, od bardzo młodych, kończąc na Brusie Springsteenie i Keithie Richardsie.
Czym jest dla Ciebie moda?
Formą sztuki użytkowej, popularnej. Jestem mocno zorientowany w tym temacie, bo lubię modę – nie lubię świata mody. Ubolewam nad sposobem ubierania się celebryctwa w Polsce, które jest bardzo słabe, a w dodatku kompletnie niezwiązane z miejscem, w którym mieszkamy. Pisma kobiece promują, że w danym roku modne będzie połączenie pewnych kolorów, bo np. Rick Owens pokazał je w swojej kolekcji. Sugerując się tym łatwo stać się niewolnikiem trendów. Ludzie świadomi, tego czym jest moda wiedzą, że projektanci pokazują ogromną ilość możliwości w swoich kolekcjach, a media jedynie promują wycinek całej oferty. Chciałbym żebyśmy dorośli do mody w wydaniu światowym, która polega na noszeniu tego, co do nas pasuje i w czym dobrze wyglądamy. Gdy widzę czasem rankingi najlepiej ubranych Polaków, nigdy nie pojawia się przy nich słowo styl. Piszą, że ktoś jest ubrany z klasą, ale to totalna pomyłka. Klasa to styl. Dla mnie ubranie jest identyfikatorem, dowodem osobistym. W Polsce za bardzo nam zależy, żeby było nas widać. Wydaje mi się, że jest to cecha krajów, którym jeszcze daleko do Europy. Tu niewiele osób dba o to, żeby mieć własny styl.
Moda zawsze była dla Ciebie istotna?
Zawsze przywiązywałem wagę do ubrania. W czasach, w których zaczynałem, granie muzyki łączyło się ze sposobem ubierania, fryzurą. To była forma manifestu. Moda była pewnym kodem, podkreślała, że jestem członkiem zespołu muzycznego. Gdy gmeram w muzyce polskiej z końca lat 60-tych, początku lat 70-tych, dostrzegam, że zespoły rockowe były wtedy o wiele lepiej ubrane niż teraz. Obecnie zespoły ubierają się w zgodzie z trendami. Myślę, że moda, tak jak wszystkie inne dziedziny, wymaga pewnej wiedzy. Gdy rozmawiam o sztuce, muzyce, czy modzie, chciałbym żeby ludzie mieli podstawową wiedzę na dany temat. W przypadku mody dobrze jest znać zasady dotyczące sylwetki, swój typ cery i wiedzieć, w czym jest ci dobrze, a czego nie powinieneś nosić.
Często podróżujesz, obserwujesz zagraniczne ulice?
No pewnie. Uwielbiam Berlin, ponieważ uważam, że są tam najlepiej ubrani starsi ludzie. Poza tym moda jest nierozerwalnie związana ze sztuką, która jest popisem indywidualności, więc jeśli ktoś lubi sztukę przeważnie ma też pomysł na to jak wyglądać, szuka tej indywidualności. Od małego jestem fanatykiem sztuki i piękna. Wiadomo też, że moda jest w dużej mierze formą zwrócenia uwagi kobiety i ja chcę zwracać uwagę na siebie starannością w doborze ubrania. Ze względów estetycznych uwielbiam serial ,,Poirot”. Kostiumolog powinien dostać za to Oscara – jak tam jest fantastycznie dobrana kolorystyka! Jestem za tym, aby nosić maksymalnie trzy kolory. Uwielbiam Włochy i bywam tam co roku, ale ten kraj nie podoba mi się, jeśli chodzi o sposób ubierania i nadmiar wykorzystywanych kolorów.
Bywasz na Pitti Uomo?
Oczywiście, w ogólę lubię Florencję, ale Włochy są rozkrzyczane i momentami jest dla mnie tego wszystkiego za dużo. Wydaje mi się, że żyjemy w takim rejonie świata, w którym najlepiej stosować zasadę trzech kolorów. Ostatnio w ogóle wkroczyłem w totalny minimalizm, noszę głównie szarości i czernie. Uprawiam tak zwaną sztukę estradową i zdaję sobie sprawę, że są kolory, które kompletnie nie sprawdzają się na scenie. Scena jest dobrym weryfikatorem – widać dokładnie twoją cerę, włosy. Kolor czarny jest uniwersalny i najwięksi artyści najczęściej ubierali się właśnie na czarno. W moim zespole były rozmowy o tym, jak sprawić, żebyśmy dobrze wyglądali. Jeśli ktoś uprawia zawód sceniczny, nie może przejść obojętnie obok mody. Byłem na koncertach wybitnych artystów jazzowych, którzy wyglądali tak źle, że nie chciało mi się słuchać tego, co grają.
Jacy artyści robią na Tobie wrażenie jeśli chodzi o styl?
Pamiętam z młodości koncerty na Jazz Jamboree, gdzie widziałem np. kwintet Tomka Stańki czy zespoły Zbyszka Namysłowskiego – ci muzycy wyglądali genialnie. Wtedy jazzmani nosili garnitury, białe koszule, krawaty. Zwłaszcza ci, jeżdżący po świecie fantastycznie się prezentowali. Bardzo podobają mi się czasy, kiedy mężczyźni chodzili w garniturach. Tomek Stańko jest moim guru, jeśli chodzi o sposób ubierania, odkąd zacząłem go słuchać. Zawsze był postacią. Z młodych ludzi Fisz ma według mnie dobrą, nie rzucającą się w oczy stylówę. Widać, że świetnie się czuje w tym, co nosi. Moda w sensie scenicznym wchodzi w skład komunikatu, który artysta przekazuje ze sceny. W muzyce rockowej jest bardzo wielu artystów prezentujących różne podejście. David Bowie był osobą, która ciągle się zmieniała, a Nick Cave ma tego samego krawca, który niezależnie od mód, od trzydziestu lat, szyje mu lekko rozszerzane spodnie, koszule z długim kołnierzykiem i ,,zdziwione ramionka’. To dla mnie postać ikona, podobnie jak Patti Smith, dla której Ann Demeulemeester uszyła na koniec kariery sześć marynarek, w których występuje na zmianę. Uwielbia też swój stary, przeżarty przez mole płaszcz.
,,Chciałbym żebyśmy dorośli do mody w wydaniu światowym, która polega na noszeniu tego, co do nas pasuje i w czym dobrze wyglądamy (...) Dla mnie ubranie jest identyfikatorem, dowodem osobistym. W Polsce za bardzo nam zależy, żeby było nas widać. Wydaje mi się, że jest to cecha krajów, którym jeszcze daleko do Europy. Tu niewiele osób dba o to, żeby mieć własny styl."
Prześledziłam Twoje zdjęcia z różnych okresów i zwróciłam uwagę, że w ostatnim dziesięcioleciu pojawiły się w Twojej garderobie świetne jakościowo, rasowe ubrania i dodatki. Z czego to wynika?
Gdy zacząłem zarabiać większe pieniądze wkręciło mnie dwóch krawców. Pierwszy z nich to Tom Ford, który pracował wówczas dla Gucciego i Yves Saint Laurenta. Mam kultowy garnitur w prążki od niego, który pewnie wystawię kiedyś na jakiejś aukcji. W tym modelu, z rozszerzanymi spodniami i szerokimi klapami, chodzili m.in. Keith Richards i Justin Timberlake. Estetyka rockowa jest mi najbliższa i zawsze wyobrażałem sobie muzykę rockową jako przełamywanie schematów. Podobają mi się eleganckie garnitury w połączeniu z podkoszulkami albo z tenisówkami, koszule zacząłem nosić niedawno. Mój ulubiony projektant, który zrobił z mody manifest to Hedi Slimane. W jego ubraniach chodzą zarówno młodzi ludzie, tacy jak Beck, ale też Keith Richards. U Saint Laurenta robił ubrania, o jakich marzyłem mając osiemnaście lat. Teraz niestety będzie projektował ubrania tylko dla kobiet, a to co proponuje obecnie Vaccarello w tym domu mody jest dla mnie mało interesujące. Zbudowałem sobie sylwetkę, której już nie zmienię, czyli w miarę wąskie spodnie i szersza góra. Podobają mi się np. oversize`owe płaszcze w stylu Poirot, ale też romantyczne koszule ze specyficznymi kołnierzykami, jakie robi Ann Demeulemeester.
Wydawało mi się, że tak przyziemne sprawy, jak moda nie zajmują Cię specjalnie, a Ty świetnie się w niej orientujesz!
Moda wcale nie jest przyziemna. Keith Richards napisał w swojej biografii, że ludziom wydaje się, że nie zastanawia się nad tym, co na siebie założyć, a tak naprawdę przed wyjściem na scenę przez godzinę wybiera ciuchy. Im człowiek jest starszy, tym większą uwagę przywiązuje do tych spraw. Młody człowiek z definicji jest piękny, a wiek wymaga pewnej staranności. Podglądam artystów, których lubię, jak dają sobie z tym radę. Nie lubię starszych ludzi w kurtkach dżinsowych, podkoszulkach, czy czapeczkach bejsbolowych. Jest mnóstwo starszych osób, zwłaszcza w muzyce rockowej, którzy zatrzymują się w czasie i ubierają się tak, jak wtedy, kiedy mieli dwadzieścia czy trzydzieści lat. Jeździłem kiedyś do domów wypoczynkowych ZAIKS-u i to była dla mnie dobra szkoła, bo zobaczyłem, czego nie wolno robić w pewnym wieku. Pamiętam widok 70-letniego mężczyzny w rozszerzanych dżinsach, chodakach i kamizelce założonej na gołe ciało, które było mocno pomarszczone. To wyglądało strasznie. Nie chcę się z nikogo wyśmiewać, ale jesteśmy w wieku, w którym łatwo narazić się na śmieszność, gdy gra się muzykę młodzieżową, tak jak my. Sting nosi tupecik i chustkę na szyi, bo skóra zaczyna się marszczyć, ale dla mnie to żenada. Podoba mi się Keith Richards, który niczego nie przykrywa. Jest pomarszczony i to jest super. Chyba też będę podążał w tym kierunku, ale są rzeczy, których nie wolno przekraczać. Myślę, że z wiekiem nabrałem szacunku do mody, chociaż uważam, że zawsze dobrze się ubierałem. Interesowałem się kolorami i zawsze traktowałem modę jako element sztuki. Muzyka rockowa z przełomu lat 60-tych i 70-tych była buntem estetycznym. Ci ludzie nie dość, że grali inną muzykę, wyglądali też inaczej. W pewnym momencie zacząłem myśleć o ubraniach, jak o czymś, co może być dziełem sztuki użytkowej. Lubię ubrania od dobrych krawców, świetne gatunkowo i uwielbiam rzeczy uniwersalne. W płaszczu od Toma Forda, który kupiłem piętnaście lat temu, będę chodził do końca życia. W muzyce też jest tak, że cokolwiek by się nie wymyśliło, są pewne reguły, których się nie zmieni, a ludzie, którzy próbują wymyślać nową muzykę, prędzej czy później wracają do starych zasad. Myślę że w modzie jest podobnie.
Pamiętasz jakieś swoje nieudane stylizacje?
Widziałem zapis koncertu płyty ,,Oov Oov’’, na którym wyglądam bardzo źle. Byłem wtedy pod wrażeniem reklamy ,,pięćset jedynek’’ Levis`a – to był taki bezpieczny model spodni – ani wąskie ani szerokie. Nosiłem do nich marynarkę i wyglądałem w tym naprawdę słabo. Zwłaszcza, gdy obok mnie stał ubrany w rureczki i fajną, obcisłą marynarkę Ziut Gralak. Słyszałem w jakimś programie, że nie wypada w pewnym wieku chodzić w rurkach, ale to jakaś paranoja. Mimo że niezbyt chętnie noszę teraz dżinsy, nie podoba mi się myślenie, że czegoś nie wypada nosić w pewnym wieku, jeśli dobrze się w tym wygląda. Poznałem kiedyś w Niemczech hrabinę, która w wieku sześćdziesięciu lat nosiła krótkie spódniczki i wyglądała w nich rewelacyjnie. Nieestetyczne jest, kiedy otyłe dziewczyny odsłaniają pępek, ale jeśli ktoś jest szczupły jak Mick Jagger, niech nosi rurki, jeśli chce. Z kolei przyglądając się starszym ludziom, mam wrażenie, że często umieramy wcześniej niż umieramy naprawdę. Małżeństwa z dużym stażem nie ubierają się już dla siebie i nie starają się wyglądać seksownie. W Berlinie napatrzyłem się na osiemdziesięcioletnie kobiety, które wyglądają jak wulkan seksu i nie widzę w tym nic zdrożnego. Poza tym można się naprawdę świetnie ubrać za nieduże pieniądze.
Sieciówki kolaborują z wielkimi kreatorami.
Oferta jest olbrzymia, nie wolno dać się zindoktrynować i uwierzyć w to, co pokazują media. My, jako pracownicy muzyczni mamy dodatkowe bodźce, bo gramy koncerty i chcemy, by całość wyglądała estetycznie, ale przede wszystkim zależy mi, żeby żona nadal patrzyła na mnie z podziwem. To jest najważniejsze.
,,Jeśli ktoś uprawia zawód sceniczny, nie może przejść obojętnie obok mody. Byłem na koncertach wybitnych artystów jazzowych, którzy wyglądali tak źle, że nie chciało mi się słuchać tego, co grają (...) W muzyce też jest tak, że cokolwiek by się nie wymyśliło, są pewne reguły, których się nie zmieni, a ludzie, którzy próbują wymyślać nową muzykę, prędzej czy później wracają do starych zasad. Myślę że w modzie jest podobnie."
Kobiety często mają wpływ na kwestie związane z ubiorem swojego mężczyzny. Jak jest w Waszym przypadku?
Moja żona ma świetny gust. Jest autorką wystroju naszego mieszkania, które jest piękne i bardzo zindywidualizowane. Jeszcze przed modą na minimalizm żona wymyśliła, że wszystko będzie białe – podłoga, wnętrza – w związku z tym obrazy doskonale się tam prezentują. W domu czuję się prawie jak w galerii. Wszystko jest przez nią aranżowane. Myślę, że podziw dla sztuki i piękna jest jednym z elementów, który spowodował, że tyle lat jesteśmy ze sobą.
Przy okazji płyty ,,7” opowiadałeś, że ta cyfra przewija się w Twoim życiu i ma szczególne znaczenie, a czy jakiś element garderoby lub akcesoriów pełni dla Ciebie rolę symboliczną?
Często czytam w biografiach różnych artystów, że mają swoje przyzwyczajenia, ale sam niestety nie mam żadnego fetyszu.
A skąd pomysł, żeby zrobić sobie tatuaże? Jeden jest w widocznym miejscu na szyi.
Moja mama uważa, że popełniłem je z głupoty, ale podoba mi się tatuaż jako filozofia. Namówił mnie na to Emade, który sam jest wydziarany. Podpowiedział, żebym wybrał miejsce, które nie jest na kości, żeby nie bolało, ale okazało się, że szyja to najgorszy wybór. Mam też łasiczkę na ręce, którą pokazuję wnukom. Zrobiłem tatuaże, żeby nie zmieszczanieć i żeby bolało...
ZDJĘCIA: SONIA SZÓSTAK, DZIĘKI UPRZEJMOŚCI MARKI BYTOM
Autor muzyki i tekstów, lider zespołu Voo Voo, zaskoczył mnie znajomością bieżących kolekcji światowych domów mody, projektantów stojących na ich czele, a nawet wiedzą na temat analizy kolorystycznej! Zapraszam na wywiad z Wojtkiem Waglewskim, przede wszystkim o związkach muzyki i mody, a także o zasadach, które według muzyka powinien respektować każdy. W materiale wykorzystano zdjęcia z najnowszej kampanii marki Bytom, której twarzami zostali Wojtek Waglewski wraz z synami, Fiszem i Emade.
Róża Augustyniak: Jesteś z wykształcenia socjologiem – ta nauka zajmuje się również modą. Georg Simmel, niemiecki socjolog pisał o tym, że moda zaspokaja m.in. potrzebę indywidualizmu. To dla Ciebie istotna kwestia?
Wojtek Waglewski: Indywidualizm jest dla mnie bardzo ważny. Ubrania mogą być dziełami sztuki – wybitni krawcy wykorzystują świetne materiały i doskonale je kroją. Dobrze, gdy ubranie współgra z osobą, która je nosi. Niestety obserwuję nagminnie przypadki, kiedy to się kompletnie nie zgadza. Moda jest fajna pod warunkiem, że idzie w parze ze świadomością. Zawód, który uprawiam jest bardzo związany z modą. Najwięcej rewolucji modowych od lat 60-tych, dokonało się w związku z muzyką rock`n`rollową. Hedi Slimane pracując u Saint Laurenta kompletnie wywrócił myślenie o salonowej modzie i sprawił, że pojawiła się na ulicach, bo szybko skopiował to H&M. Wielcy krawcy lubią, kiedy ich moda wchodzi pod strzechy, chociaż jakość jest nie do podrobienia. Slimane wyposażył w świetne ubrania muzyków różnych generacji, od bardzo młodych, kończąc na Brusie Springsteenie i Keithie Richardsie.
Czym jest dla Ciebie moda?
Formą sztuki użytkowej, popularnej. Jestem mocno zorientowany w tym temacie, bo lubię modę – nie lubię świata mody. Ubolewam nad sposobem ubierania się celebryctwa w Polsce, które jest bardzo słabe, a w dodatku kompletnie niezwiązane z miejscem, w którym mieszkamy. Pisma kobiece promują, że w danym roku modne będzie połączenie pewnych kolorów, bo np. Rick Owens pokazał je w swojej kolekcji. Sugerując się tym łatwo stać się niewolnikiem trendów. Ludzie świadomi, tego czym jest moda wiedzą, że projektanci pokazują ogromną ilość możliwości w swoich kolekcjach, a media jedynie promują wycinek całej oferty. Chciałbym żebyśmy dorośli do mody w wydaniu światowym, która polega na noszeniu tego, co do nas pasuje i w czym dobrze wyglądamy. Gdy widzę czasem rankingi najlepiej ubranych Polaków, nigdy nie pojawia się przy nich słowo styl. Piszą, że ktoś jest ubrany z klasą, ale to totalna pomyłka. Klasa to styl. Dla mnie ubranie jest identyfikatorem, dowodem osobistym. W Polsce za bardzo nam zależy, żeby było nas widać. Wydaje mi się, że jest to cecha krajów, którym jeszcze daleko do Europy. Tu niewiele osób dba o to, żeby mieć własny styl.
Moda zawsze była dla Ciebie istotna?
Zawsze przywiązywałem wagę do ubrania. W czasach, w których zaczynałem, granie muzyki łączyło się ze sposobem ubierania, fryzurą. To była forma manifestu. Moda była pewnym kodem, podkreślała, że jestem członkiem zespołu muzycznego. Gdy gmeram w muzyce polskiej z końca lat 60-tych, początku lat 70-tych, dostrzegam, że zespoły rockowe były wtedy o wiele lepiej ubrane niż teraz. Obecnie zespoły ubierają się w zgodzie z trendami. Myślę, że moda, tak jak wszystkie inne dziedziny, wymaga pewnej wiedzy. Gdy rozmawiam o sztuce, muzyce, czy modzie, chciałbym żeby ludzie mieli podstawową wiedzę na dany temat. W przypadku mody dobrze jest znać zasady dotyczące sylwetki, swój typ cery i wiedzieć, w czym jest ci dobrze, a czego nie powinieneś nosić.
Często podróżujesz, obserwujesz zagraniczne ulice?
No pewnie. Uwielbiam Berlin, ponieważ uważam, że są tam najlepiej ubrani starsi ludzie. Poza tym moda jest nierozerwalnie związana ze sztuką, która jest popisem indywidualności, więc jeśli ktoś lubi sztukę przeważnie ma też pomysł na to jak wyglądać, szuka tej indywidualności. Od małego jestem fanatykiem sztuki i piękna. Wiadomo też, że moda jest w dużej mierze formą zwrócenia uwagi kobiety i ja chcę zwracać uwagę na siebie starannością w doborze ubrania. Ze względów estetycznych uwielbiam serial ,,Poirot”. Kostiumolog powinien dostać za to Oscara – jak tam jest fantastycznie dobrana kolorystyka! Jestem za tym, aby nosić maksymalnie trzy kolory. Uwielbiam Włochy i bywam tam co roku, ale ten kraj nie podoba mi się, jeśli chodzi o sposób ubierania i nadmiar wykorzystywanych kolorów.
Bywasz na Pitti Uomo?
Oczywiście, w ogólę lubię Florencję, ale Włochy są rozkrzyczane i momentami jest dla mnie tego wszystkiego za dużo. Wydaje mi się, że żyjemy w takim rejonie świata, w którym najlepiej stosować zasadę trzech kolorów. Ostatnio w ogóle wkroczyłem w totalny minimalizm, noszę głównie szarości i czernie. Uprawiam tak zwaną sztukę estradową i zdaję sobie sprawę, że są kolory, które kompletnie nie sprawdzają się na scenie. Scena jest dobrym weryfikatorem – widać dokładnie twoją cerę, włosy. Kolor czarny jest uniwersalny i najwięksi artyści najczęściej ubierali się właśnie na czarno. W moim zespole były rozmowy o tym, jak sprawić, żebyśmy dobrze wyglądali. Jeśli ktoś uprawia zawód sceniczny, nie może przejść obojętnie obok mody. Byłem na koncertach wybitnych artystów jazzowych, którzy wyglądali tak źle, że nie chciało mi się słuchać tego, co grają.
Jacy artyści robią na Tobie wrażenie jeśli chodzi o styl?
Pamiętam z młodości koncerty na Jazz Jamboree, gdzie widziałem np. kwintet Tomka Stańki czy zespoły Zbyszka Namysłowskiego – ci muzycy wyglądali genialnie. Wtedy jazzmani nosili garnitury, białe koszule, krawaty. Zwłaszcza ci, jeżdżący po świecie fantastycznie się prezentowali. Bardzo podobają mi się czasy, kiedy mężczyźni chodzili w garniturach. Tomek Stańko jest moim guru, jeśli chodzi o sposób ubierania, odkąd zacząłem go słuchać. Zawsze był postacią. Z młodych ludzi Fisz ma według mnie dobrą, nie rzucającą się w oczy stylówę. Widać, że świetnie się czuje w tym, co nosi. Moda w sensie scenicznym wchodzi w skład komunikatu, który artysta przekazuje ze sceny. W muzyce rockowej jest bardzo wielu artystów prezentujących różne podejście. David Bowie był osobą, która ciągle się zmieniała, a Nick Cave ma tego samego krawca, który niezależnie od mód, od trzydziestu lat, szyje mu lekko rozszerzane spodnie, koszule z długim kołnierzykiem i ,,zdziwione ramionka’. To dla mnie postać ikona, podobnie jak Patti Smith, dla której Ann Demeulemeester uszyła na koniec kariery sześć marynarek, w których występuje na zmianę. Uwielbia też swój stary, przeżarty przez mole płaszcz.
,,Chciałbym żebyśmy dorośli do mody w wydaniu światowym, która polega na noszeniu tego, co do nas pasuje i w czym dobrze wyglądamy (...) Dla mnie ubranie jest identyfikatorem, dowodem osobistym. W Polsce za bardzo nam zależy, żeby było nas widać. Wydaje mi się, że jest to cecha krajów, którym jeszcze daleko do Europy. Tu niewiele osób dba o to, żeby mieć własny styl."
Prześledziłam Twoje zdjęcia z różnych okresów i zwróciłam uwagę, że w ostatnim dziesięcioleciu pojawiły się w Twojej garderobie świetne jakościowo, rasowe ubrania i dodatki. Z czego to wynika?
Gdy zacząłem zarabiać większe pieniądze wkręciło mnie dwóch krawców. Pierwszy z nich to Tom Ford, który pracował wówczas dla Gucciego i Yves Saint Laurenta. Mam kultowy garnitur w prążki od niego, który pewnie wystawię kiedyś na jakiejś aukcji. W tym modelu, z rozszerzanymi spodniami i szerokimi klapami, chodzili m.in. Keith Richards i Justin Timberlake. Estetyka rockowa jest mi najbliższa i zawsze wyobrażałem sobie muzykę rockową jako przełamywanie schematów. Podobają mi się eleganckie garnitury w połączeniu z podkoszulkami albo z tenisówkami, koszule zacząłem nosić niedawno. Mój ulubiony projektant, który zrobił z mody manifest to Hedi Slimane. W jego ubraniach chodzą zarówno młodzi ludzie, tacy jak Beck, ale też Keith Richards. U Saint Laurenta robił ubrania, o jakich marzyłem mając osiemnaście lat. Teraz niestety będzie projektował ubrania tylko dla kobiet, a to co proponuje obecnie Vaccarello w tym domu mody jest dla mnie mało interesujące. Zbudowałem sobie sylwetkę, której już nie zmienię, czyli w miarę wąskie spodnie i szersza góra. Podobają mi się np. oversize`owe płaszcze w stylu Poirot, ale też romantyczne koszule ze specyficznymi kołnierzykami, jakie robi Ann Demeulemeester.
Wydawało mi się, że tak przyziemne sprawy, jak moda nie zajmują Cię specjalnie, a Ty świetnie się w niej orientujesz!
Moda wcale nie jest przyziemna. Keith Richards napisał w swojej biografii, że ludziom wydaje się, że nie zastanawia się nad tym, co na siebie założyć, a tak naprawdę przed wyjściem na scenę przez godzinę wybiera ciuchy. Im człowiek jest starszy, tym większą uwagę przywiązuje do tych spraw. Młody człowiek z definicji jest piękny, a wiek wymaga pewnej staranności. Podglądam artystów, których lubię, jak dają sobie z tym radę. Nie lubię starszych ludzi w kurtkach dżinsowych, podkoszulkach, czy czapeczkach bejsbolowych. Jest mnóstwo starszych osób, zwłaszcza w muzyce rockowej, którzy zatrzymują się w czasie i ubierają się tak, jak wtedy, kiedy mieli dwadzieścia czy trzydzieści lat. Jeździłem kiedyś do domów wypoczynkowych ZAIKS-u i to była dla mnie dobra szkoła, bo zobaczyłem, czego nie wolno robić w pewnym wieku. Pamiętam widok 70-letniego mężczyzny w rozszerzanych dżinsach, chodakach i kamizelce założonej na gołe ciało, które było mocno pomarszczone. To wyglądało strasznie. Nie chcę się z nikogo wyśmiewać, ale jesteśmy w wieku, w którym łatwo narazić się na śmieszność, gdy gra się muzykę młodzieżową, tak jak my. Sting nosi tupecik i chustkę na szyi, bo skóra zaczyna się marszczyć, ale dla mnie to żenada. Podoba mi się Keith Richards, który niczego nie przykrywa. Jest pomarszczony i to jest super. Chyba też będę podążał w tym kierunku, ale są rzeczy, których nie wolno przekraczać. Myślę, że z wiekiem nabrałem szacunku do mody, chociaż uważam, że zawsze dobrze się ubierałem. Interesowałem się kolorami i zawsze traktowałem modę jako element sztuki. Muzyka rockowa z przełomu lat 60-tych i 70-tych była buntem estetycznym. Ci ludzie nie dość, że grali inną muzykę, wyglądali też inaczej. W pewnym momencie zacząłem myśleć o ubraniach, jak o czymś, co może być dziełem sztuki użytkowej. Lubię ubrania od dobrych krawców, świetne gatunkowo i uwielbiam rzeczy uniwersalne. W płaszczu od Toma Forda, który kupiłem piętnaście lat temu, będę chodził do końca życia. W muzyce też jest tak, że cokolwiek by się nie wymyśliło, są pewne reguły, których się nie zmieni, a ludzie, którzy próbują wymyślać nową muzykę, prędzej czy później wracają do starych zasad. Myślę że w modzie jest podobnie.
Pamiętasz jakieś swoje nieudane stylizacje?
Widziałem zapis koncertu płyty ,,Oov Oov’’, na którym wyglądam bardzo źle. Byłem wtedy pod wrażeniem reklamy ,,pięćset jedynek’’ Levis`a – to był taki bezpieczny model spodni – ani wąskie ani szerokie. Nosiłem do nich marynarkę i wyglądałem w tym naprawdę słabo. Zwłaszcza, gdy obok mnie stał ubrany w rureczki i fajną, obcisłą marynarkę Ziut Gralak. Słyszałem w jakimś programie, że nie wypada w pewnym wieku chodzić w rurkach, ale to jakaś paranoja. Mimo że niezbyt chętnie noszę teraz dżinsy, nie podoba mi się myślenie, że czegoś nie wypada nosić w pewnym wieku, jeśli dobrze się w tym wygląda. Poznałem kiedyś w Niemczech hrabinę, która w wieku sześćdziesięciu lat nosiła krótkie spódniczki i wyglądała w nich rewelacyjnie. Nieestetyczne jest, kiedy otyłe dziewczyny odsłaniają pępek, ale jeśli ktoś jest szczupły jak Mick Jagger, niech nosi rurki, jeśli chce. Z kolei przyglądając się starszym ludziom, mam wrażenie, że często umieramy wcześniej niż umieramy naprawdę. Małżeństwa z dużym stażem nie ubierają się już dla siebie i nie starają się wyglądać seksownie. W Berlinie napatrzyłem się na osiemdziesięcioletnie kobiety, które wyglądają jak wulkan seksu i nie widzę w tym nic zdrożnego. Poza tym można się naprawdę świetnie ubrać za nieduże pieniądze.
Sieciówki kolaborują z wielkimi kreatorami.
Oferta jest olbrzymia, nie wolno dać się zindoktrynować i uwierzyć w to, co pokazują media. My, jako pracownicy muzyczni mamy dodatkowe bodźce, bo gramy koncerty i chcemy, by całość wyglądała estetycznie, ale przede wszystkim zależy mi, żeby żona nadal patrzyła na mnie z podziwem. To jest najważniejsze.
,,Jeśli ktoś uprawia zawód sceniczny, nie może przejść obojętnie obok mody. Byłem na koncertach wybitnych artystów jazzowych, którzy wyglądali tak źle, że nie chciało mi się słuchać tego, co grają (...) W muzyce też jest tak, że cokolwiek by się nie wymyśliło, są pewne reguły, których się nie zmieni, a ludzie, którzy próbują wymyślać nową muzykę, prędzej czy później wracają do starych zasad. Myślę że w modzie jest podobnie."
Kobiety często mają wpływ na kwestie związane z ubiorem swojego mężczyzny. Jak jest w Waszym przypadku?
Moja żona ma świetny gust. Jest autorką wystroju naszego mieszkania, które jest piękne i bardzo zindywidualizowane. Jeszcze przed modą na minimalizm żona wymyśliła, że wszystko będzie białe – podłoga, wnętrza – w związku z tym obrazy doskonale się tam prezentują. W domu czuję się prawie jak w galerii. Wszystko jest przez nią aranżowane. Myślę, że podziw dla sztuki i piękna jest jednym z elementów, który spowodował, że tyle lat jesteśmy ze sobą.
Przy okazji płyty ,,7” opowiadałeś, że ta cyfra przewija się w Twoim życiu i ma szczególne znaczenie, a czy jakiś element garderoby lub akcesoriów pełni dla Ciebie rolę symboliczną?
Często czytam w biografiach różnych artystów, że mają swoje przyzwyczajenia, ale sam niestety nie mam żadnego fetyszu.
A skąd pomysł, żeby zrobić sobie tatuaże? Jeden jest w widocznym miejscu na szyi.
Moja mama uważa, że popełniłem je z głupoty, ale podoba mi się tatuaż jako filozofia. Namówił mnie na to Emade, który sam jest wydziarany. Podpowiedział, żebym wybrał miejsce, które nie jest na kości, żeby nie bolało, ale okazało się, że szyja to najgorszy wybór. Mam też łasiczkę na ręce, którą pokazuję wnukom. Zrobiłem tatuaże, żeby nie zmieszczanieć i żeby bolało...
ZDJĘCIA: SONIA SZÓSTAK, DZIĘKI UPRZEJMOŚCI MARKI BYTOM